Kosztowna pomyłka banku
W skrytce depozytowej banku Pekao leżało 100 tys. zł. Pracownik banku pomylił numery i otworzył skrytkę klientowi, który nie był jej właścicielem - pisze "Gazeta Wyborcza".
Te 100 tys. zł szczecinianin pan Tomasz (imię zmienione, nie chce ujawniać nazwiska) włożył do swojej skrytki depozytowej w szczecińskim oddziale banku Pekao SA w grudniu. Pieniądze pochodziły z jego działalności handlowej. Dziewiątego kwietnia przyszedł po pieniądze, ale klucz do skrytki nie pasował. Kiedy ślusarz ją otworzył, okazało się, że jest pusta - opisuje dziennik.
Pan Tomasz nie miałby dowodu na to, ile pieniędzy było w depozycie, gdyby nie to, że bankowe kamery zarejestrowały inne zdarzenie: ze stycznia tego roku. Wtedy do banku przyszła po odbiór spadku inna klientka. Miała tylko orzeczenie sądu z numerem skrytki, nie miała kluczyka. Trzeba było wzywać ślusarza, żeby jej depozyt wydać. Wtedy, według wersji banku, pracownik pomylił numery skrytek i ślusarz wyważył zamek... skrytki pana Tomasza. Uradowana spadkobierczyni wzięła pieniądze. Dzisiaj twierdzi, że już je wydała. Bank nie ma prawa wydanych pieniędzy odebrać, o ile nie udowodni oszustwa. Musi jednak oddać pieniądze panu Tomaszowi - opisuje "GW".
Przedstawiciele banku przyznają się do błędu i przekonują, że wypłata straconych pieniędzy panu Tomaszowi to tylko formalność. Ale klient będzie się domagał od banku także odszkodowania. Nie wiadomo natomiast, jak został ukarany pracownik, który tak fatalnie się pomylił.