Jerzy Hausner nie zgadza się na wprowadzenie dodatkowej, 17-procentowej stawki dla najuboższych. Chce za to podniesienia kwoty wolnej od podatku do 4 tys. złotych. Wielkich szans nie ma także podatek liniowy, szybko nie skończy się spór z NBP, bo Hausner podobnie jak Kołodko chce zabrać bankowi 9 miliardów złotych z rezerwy rewaluacyjnej. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że rola Hausnera bardzo wzrośnie w rządzie. Miller oddał mu dowodzenie całą gospodarką, choć zapewniał, że minister finansów nie będzie tylko księgowym. To, że Kołodko zrezygnował, choć wcześniej rząd zgodził się z wieloma jego propozycjami, świadczy o tym, że Jerzy Hausner nie zdążył przygotować własnych wyliczeń, a rząd musiał przyjąć na tym posiedzeniu założenia budżetowe. Tego wymaga ustawa. Poza tym propozycje podatkowe Kołodki wywołały prawdziwą burzę w rządzie. Część ministrów z Hausnerem na czele nie pozostawiło na Kołodce suchej nitki. Kołodko postawił warunek: albo przechodzą bez zmian wszystkie jego plany podatkowe, albo odchodzi. Podobny warunek postawił też podobno Jerzy Hausner: albo Kołodko, albo ja. Swoją dymisję Grzegorz Kołodko uzasadnił w bardzo przedziwny sposób. Tłumaczył, że służy społeczeństwu tak długo jak to możliwe: "A możliwe jest to tak długo, jak to, co jest konieczne, jest możliwe. W sytuacji zaś gdy to, co jest konieczne, staje się niemożliwe, to ja się będę zajmował tym, co jest możliwe i wracam do pracy naukowej, a państwu wszystkim życzę szczęścia i powodzenia". Po tych słowach Kołodko odwrócił się na pięcie do zdumionych dziennikarzy i wyszedł.