Projekt trafił już do Sejmu. A w nim propozycje, aby każdy parlamentarzysta odnotowywał sprawy, w których interweniuje. W specjalnym rejestrze trzeba by zapisywać: datę i miejsce przyjęcia sprawy, dane osobowe tego, który sprawę zgłasza, opis, czego sprawa dotyczy, przebieg i wynik podjętej interwencji. - Gdybym sam nie prowadził takiego rejestru, to cienko bym śpiewał wobec zarzutów minister Pitery - mówi "Polsce" Kłopotek. Jego zdaniem takie zapisy zapewnią posłom bezpieczeństwo w przypadku podejrzeń o uleganie naciskom lobbystów. W nowelizacji nie przewidziano żadnej kary za nieprowadzenie rejestru. Jest tylko zapis, że poseł lub senator "powinien" to robić. Dlaczego? - Bo nikogo do tego nie można zmusić - przyznaje Julia Pitera. - Parlamentarzysta działa na podstawie konstytucji i regulaminu Sejmu. Nie można wkraczać w jego warsztat pracy. Pitera przyznaje, że podobnie jak Kłopotek także prowadzi rejestr. Trzyma w komputerze dane z trzech lat. Każda sprawa ma swój numer i swoją teczkę. Jednak zapisanie obowiązku w ustawie uważa za... uwłaczające. - To wygląda, jakbyśmy poruszali się jak dzieci we mgle i nie wiedzieli, jak mamy pracować. To niepotrzebne i szkodliwe przeregulowanie prawa - mówi. Zapowiada, że będzie przekonywała swoich kolegów z partii, aby zagłosowali przeciwko ustawie wymyślonej przez Kłopotka. Waldy Dzikowski, wiceszef klubu parlamentarnego PO, obiecuje, że zapozna się z projektem. - Sprawdzimy, na ile takie dodatkowe przepisy są potrzebne. Posłowie już teraz prowadzą rejestry. Nie wiem, czy wpisywanie do ustawy obowiązku jest konieczne - dodaje.