Dominika Rzepka, INTERIA.PL: Jest pan Amerykaninem, bez polskich korzeni, skąd zatem zainteresowanie zbrodnią katyńską? Allen Paul: Po raz pierwszy usłyszałem o tej zbrodni na studiach magisterskich na Uniwersytecie Johna Hopkinsa. Uniwersytet utrzymuje Centrum Studiów Europejskich w Bolonii we Włoszech. Było to w '86 roku. Wtedy czeski wykładowca historii wspomniał o Katyniu jako o największej być może "białej plamie" w dziejach Europy Wschodniej. Jego wniosek był taki, że jeżeli Rosjanie nie przyznają się do winy, nigdy nie dojdzie do ukształtowania się normalnych stosunków polsko-rosyjskich. Uderzyło mnie to, że sprawa Katynia stanowi dowód na potęgę prawdy, świadczy o tym, że nie da się długo utrzymywać tak ogromnego kłamstwa. I po poświęceniu temu tematowi pracy semestralnej, zacząłem się nią coraz bardziej interesować. Po powrocie do USA postanowiłem napisać książkę na temat Katynia. Co było najtrudniejsze podczas pisania książki? Najtrudniejsze było zdobycie podstawowej wiedzy o kontekście w jakim odbyła się ta zbrodnia. Przyznaję, że na początku prawie nic nie wiedziałem na temat historii Polski i Europy Wschodniej. Zatem sporo czasu zajęło mi zrozumienie kontekstu w jakim doszło do tak strasznej zbrodni. Korzystał pan z różnych dokumentów, spotykał się z różnymi osobami podczas pracy nad książką. Prowadziłem badania w USA, w Wielkiej Brytani i w pewnym stopniu we Francji. Szukałem też materiałów w Polsce. Miałem to szczęście, że jako mieszkaniec Waszyngtonu miałem niedaleko do Kongresu, gdzie zgromadzone są materiały specjalnej komisji, która prowadziła dochodzenie w sprawie Katynia na przełomie 1951/52 roku. Było to najpełniejsze dochodzenie przeprowadzone w tej sprawie, można wręcz powiedzieć, że informacje na ten temat były bardziej dostępne w USA, niż w Polsce, szczególnie w latach 80. Czy przeciętny Amerykanin zdaje sobie sprawę ze zbrodni katyńskiej? Czy w ogóle o niej wie? Z żalem muszę przyznać, że przeciętny, zwykły Amerykanin mało co wie o Katyniu, o tej wielkiej zbrodni, która również obejmuje wywózkę i deportację niemal 2 milionów Polaków na Syberię. Trzeba jednak zaznaczyć, że lepiej poinformowane części społeczeństwa amerykańskiego, osoby, które śledzą wydarzenia w prasie, czytają książki, nie ograniczają się do oglądania telewizji, innymi słowy - elita intelektualna i opiniotwórcza - wie o sprawie katyńskiej. Ale nie jest to wiedza w żaden sposób pogłębiona. W swojej książce pisze pan o "stalinowskiej wersji ostatecznego rozwiązania sprawy polskiej". Czy możemy to porównywać z hitlerowską "koncepcją ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej"? Nie twierdzę, że występuje jakieś bezpośrednie podobieństwo, czy paralela. To były dwa zupełnie różne wydarzenia i okoliczności. Niemcy hitlerowskie dążyły do eksterminacji Żydów i wiemy, że ta polityka była realizowana brutalnie i bezwzględnie. Dla odmiany, rozwiązanie przyjęte przez Stalina w sprawie tego, co Stalin i trzon jego najbliższych współpracowników często nazywali - cytuję: "polskim problemem" - polegało na wyciągnięciu jak największych korzyści dla ZSRR poprzez zmuszanie Polaków do pracy przymusowej, skazanie ich na głód i zaniedbanie. Jak wiemy, niektórzy Polacy wywiezieni na Syberię wydostali się wraz z armią Andersa - było ich ponad 100 tys. Ale dla większości z nich ich wygnanie było właściwie wyrokiem śmierci.