Jak zginęli Polacy w Afganistanie
Trzy radzieckie przeciwczołgowe miny zabiły przed tygodniem dwóch polskich żołnierzy w Afganistanie. Nasi żołnierze podejrzewają, że w zamachu maczali palce cywile, a nawet afgańscy policjanci - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza".
W ubiegły wtorek po południu w eksplozji miny w Afganistanie zginęli st. kpr. Szymon Słowik i st. szer. Hubert Kowalewski. Ich hummer wyleciał w powietrze tuż przed polską bazą Szaran w południowo-wschodnim Afganistanie.
Informator gazety mówi, że wjechali na klasyczną minę naciskową, a właściwie na trzy połączone ze sobą sowieckie miny przeciwczołgowe serii TM. W sumie to ok. 20 kg trotylu. I właśnie dlatego pojazd, kiedy wjechał na nią, wyskoczył w powietrze, a potem trzy razy - jak się dowiedziała "GW" - koziołkował.
Jeden z żołnierzy - gunner, czyli strzelec pokładowy w hummerze, zginął, kiedy pojazd przewrócił się na dach. Drugi z żołnierzy najprawdopodobniej wyleciał z samochodu. Trzech pozostałych członków załogi przeżyło dlatego, że zostali w hummerze.
Ale nie to najbardziej bulwersuje polskich żołnierzy. - Zginęli w miejscu, w którym, wracając z patrolu, wkładasz już ręce do kieszeni, czujesz się jak w domu - mówi jeden ze szturmanów. - 3,5 km, już za fortem, gdzie są nasze, amerykańskie i afgańskie posterunki. Co jak co, ale tam nikt już się nie spodziewa "ajdika".
"Ajdik" to od angielskiego IED - improvised explosive device, czyli mina - pułapka.
Rozmówcy "GW" podkreślają, że to miejsce bardzo uczęszczane przez patrole i konwoje. Niedaleko mieści się posterunek afgańskiej policji i cywilne zabudowania. To budzi podejrzeniach o współudział w zamachu cywilów lub policjantów, którzy mają opinię skorumpowanych i przekupnych.
- To było popołudnie, co trochę ktoś tamtędy jedzie, więc nie było możliwości, żeby podłożyć minę niezauważonym - mówi inny polski żołnierz z bazy Szaran. - Ktoś musiał wiedzieć o ładunku.
Częściowo tę wersję potwierdza już Dowództwo Operacyjne polskich sił zbrojnych. - Faktycznie, to uczęszczany odcinek, już na podjeździe do bazy, zaledwie 3,5 km od niej - mówi mjr Dariusz Kacperczyk. - I nie można wykluczyć, że ktoś wiedział o podłożonym ładunku. Tyle że akurat w tym dokładnie miejscu nikt ostatnio nie jechał, mina mogła więc już przeleżeć jakiś czas.
Dowództwo podkreśla także, że wykluczone jest, żeby mina została podłożona specjalnie pod polski patrol. - Nie mamy żadnych podstaw, żeby tak przypuszczać - mówi mjr Kacperczyk. - Oczywiście podłożono ją po to, żeby wyleciał w powietrze pojazd z żołnierzami, a trafiło na naszych żołnierzy.
zapowiada, że polscy żołnierze w Afganistanie dostaną bezpieczniejsze pojazdy. Najprawdopodobniej nie będą to dopancerzane hummery, ale zupełnie nowe, odporne na wybuchy min pojazdy - pisze "Gazeta Wyborcza".
INTERIA.PL/PAP