Jak to było w "Wujku"
Mija 24. rocznica pacyfikacji katowickiej kopalni "Wujek". 16 grudnia 1981 roku od milicyjnych kul zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych.
- Tej tragedii można było uniknąć, gdyż 16 grudnia Jaruzelski i Kiszczak wiedzieli już, że stan wojenny się udał, a skala oporu jest niewielka - mówi INTERIA.PL historyk IPN, Antoni Dudek. - Mogli zatem postąpić tak, jak w przypadku kopalni "Piast" i "Ziemowit", które otoczono i czekano aż strajk sam wygaśnie. Dlaczego szturmowano Wujka, to pytanie do obu generałów. Mogę tylko przypuszczać, że chodziło o sterroryzowanie i zastraszenie innych strajkujących oraz reszty społeczeństwa - dodaje.
Mimo toczących się od ponad 12 lat procesów, jak dotąd nie udało się skazać winnych użycia broni oraz wyjaśnić wszystkich okoliczności tej największej zbrodni stanu wojennego.
Historia znaczona krwią
Protest w kopalni "Wujek" rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej "Solidarności" Jana Ludwiczaka. W niedzielny poranek 13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie.
Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk, wysuwając postulaty zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych internowanych działaczy "S" z całego kraju, respektowania porozumień jastrzębskich oraz zniesienia stanu wojennego. Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian.
Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady, m.in. kopalnię "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu Zdroju. Górnicy, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w "Manifeście", rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, cegły i śruby.
Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16-stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi.
Przed godziną 11. czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani środkami chemicznymi i polewani wodą. Stawiali opór. Doszło do walki wręcz. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Po tym do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 roku.
Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzej Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Najmłodszy z nich miałby dziś 43 lata, najstarszy - 72. 22 górników zostało postrzelonych. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni.
Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu. Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem służba bezpieczeństwa zatrzymała osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w "Wujku". W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.
Procesy ciągną się latami
20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej.
W październiku 1991 roku wznowiono postępowanie w sprawie śmierci górników. W marcu 1993 roku przed ówczesnym Sądem Wojewódzkim w Katowicach rozpoczął się proces milicjantów oskarżonych o spowodowanie ich śmierci. Sprawy gen. Czesława Kiszczaka, który w 1981 roku kierował MSW, oraz Kazimierza W., szefa katowickiego ZOMO, wyłączono do odrębnych postępowań. Po 4,5-letnim procesie, 152 rozprawach i przesłuchaniu ponad 260 świadków, w listopadzie 1997 sąd uniewinnił 11 byłych milicjantów, a wobec pozostałych 11 umorzył postępowanie.
We wrześniu ubiegłego roku przed katowickim Sądem Okręgowym rozpoczął się trzeci proces. Na ławie oskarżonych zasiadło 17 byłych milicjantów. Być może proces zakończy się wiosną. Z kolei przed warszawskim sądem ponownie ma stanąć były szef MSW Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników. W innym procesie odpowie były prokurator wojskowy Witold K., który miał utrudniać pierwsze śledztwo w sprawie pacyfikacji kopalni "Wujek".
Krok do pojednania
Przedstawiciele rodzin poległych górników oraz społecznego komitetu ich pamięci wielokrotnie podkreślali, że liczą na osądzenie winnych tragedii. Dopiero wówczas będzie można mówić o pojednaniu.
Próbę doprowadzenia do takiego pojednania podjęła w kwietniu tego roku grupa osób, związanych ze środowiskiem "Wujka", na czele z uczestnikiem tamtego strajku, Jerzym Wartakiem. Przeżycia duchowe, związane ze śmiercią papieża Jana Pawła II, zainspirowały ich do ogłoszenia apelu o pojednanie narodowe, który popłynął właśnie sprzed Krzyża-Pomnika przy kopalni.
Wartak kilkakrotnie spotkał się w tej sprawie z generałem Jaruzelskim, który również wyraził chęć pojednania. Jednak nie wszyscy pochwalali tę inicjatywę, dlatego po kilku tygodniach Wartak ogłosił, że jego środowisko nie chce pojednania i nie rozumie jego idei.
Do planowanego spotkania z gen. Jaruzelskim przed pomnikiem nie doszło, a sam Wartak złożył w sądach wnioski o zakończenie procesów dotyczących tej tragedii i uniewinnienia oskarżonych, określając to jako kolejny krok do pojednania.
Pamiętać...
W przyszłym roku przypada 25. rocznica tragicznych wydarzeń w kopalni "Wujek". Z tej okazji 2006 rok, decyzją śląsko-dąbrowskiej "Solidarności", ogłoszono Rokiem Pamięci Górników Poległych w Kopalni oraz Wszystkich Ofiar Stanu Wojennego.
Związkowcy zwrócili się do Komisji Krajowej "S" o nadanie rocznicowym uroczystościom 16 grudnia 2006 roku rangi uroczystości krajowych.
INTERIA.PL/PAP