Hypki: Śmigłowiec mógł być oblodzony
Powodem katastrofy śmigłowca ratunkowego na Dolnym Śląsku mogło być oblodzenie - powiedział sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa, wydawca "Skrzydlatej Polski" Tomasz Hypki.
- Mogło nastąpić silne oblodzenie wlotu silnika, podobnie jak w przypadku Mi-8, który rozbił się w grudniu 2003 - powiedział Hypki. Dodał, że do wypadku mogły się przyczynić silne podmuchy wiatru i pionowe uskoki warstw powietrza.
Zaznaczył, że dotychczas nie było problemów ze śmigłowcami Mi-2 plus, w tym z ich instalacją przeciwoblodzeniową. - Według mnie to generalnie dosyć dobry śmigłowiec. Problem w tym, że loty ratownicze z reguły odbywają na granicy bezpieczeństwa, zwykle w warunkach ekstremalnych, mogło więc nałożyć się kilka czynników - dodał.
Jak powiedział Hypki, w warunkach zagrożenia, np. utraty widoczności wskutek śnieżycy, pilot śmigłowca powinien wznieść się jak najwyżej. - Problem w tym, że ten śmigłowiec, nawet w zmodernizowanej wersji, nie może kontynuować lotu na jednym silniku - zaznaczył.
Śmigłowiec Mi-2 z wrocławskiego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego rozbił się koło Jarostowa pod Środą Śląską (Dolnośląskie). Zginęło dwóch członków załogi, trzeci - lekarz - jest w stanie ciężkim.
Śmigłowiec Mi-2 to średni śmigłowiec wielozadaniowy, zaprojektowany przez radzieckie biuro konstrukcyjne Mila. Produkcja seryjna helikoptera odbywała się od lat 60. w PZL Świdnik. Mi-2 Plus to zmodernizowana wersja, wyposażona w mocniejsze silniki i kompozytowe łopaty wirnika.
Z powodu unijnych przepisów dotyczących zdolności lotu na jednym silniku Mi-2 można eksploatować jako śmigłowce ratownicze do końca 2010 roku. W ubiegłym roku Ministerstwo Zdrowia podpisało wart 500 mln zł kontrakt na 23 nowe śmigłowce Eurocopter EC135. Pierwsze maszyny mają zostać dostarczone LPR w tym roku.
INTERIA.PL/PAP