Gra na nosie
Dla Grenouille'a, bohatera "Pachnidła", perfumiarza i mordercy, XVIII-wieczny świat cuchnął. Dziś doznałby węchowego wstrząsu, czując od nas proszek do prania, mydło, pastę do butów. Czy to dobrze, że świat pachnie teraz wszystkim, tylko nie sobą?
Akcja głośnej powieści Patricka Suskinda "Pachnidło", według której powstał wchodzący właśnie na polskie ekrany film, toczy się w czasach, gdy "nie położono jeszcze kresu rozkładowej robocie bakterii, toteż nie było przejawu kiełkującego lub gnijącego życia, któremu nie towarzyszyłby smród"*. Środki higieny i pachnidła były zarezerwowane wyłącznie dla przedstawicieli klasy wyższej, inni pachnieli źle, bo naturalnie. W ten sposób zapach posiadł moc społecznego różnicowania ludzi. Wraz z rozwojem demokracji, pachnidła docierały na coraz niższe szczeble społecznej drabiny. W Polsce socjalizm był pod tym względem wstrzemięźliwy, a kapitalizm staje się coraz bardziej rozpasany.
Kultura aromatu
Ludzki węch ma być w dzisiejszych czasach przede wszystkim pieszczotliwie łaskotany. Toalety - nawet publiczne - pachną różami, psia sierść - delikatnym szamponem, kubły na śmieci - truskawkami. Przed świętami w hipermarketach rozpylano aromat piernika, sztucznie wzmacniano zapach choinki, w sklepach z ubraniami unosiła się dyskretna woń drogich perfum.
Socjologowie ostrzegają przed efektem aromatyzacji współczesnej kultury. Z jednej strony polega on na coraz szybszym rozwoju technologii produkcji syntetycznych zapachów. Z drugiej zaś - na próbach ich zastosowania na wszystkich poziomach codziennego życia, by służyły uatrakcyjnieniu ludzkiej egzystencji. Zapach staje się więc elementem kultury popularnej, może nawet w większym jeszcze stopniu niż pop-przeboje. Tym bardziej że w 89 proc. przypadków odczuwanie zapachu jest doświadczeniem pozaracjonalnym, oddziałującym na podświadomość. - Zapach jest dzisiaj niczym opium dla mas - ocenia dr Marek Krajewski, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor książki "Kultury kultury popularnej". - Jego powszechne stosowanie daje złudne poczucie władzy nie tylko nad ciałem, ale także nad środowiskiem naturalnym.
Sosna w aerozolu, morska bryza w sztyfcie, jaśmin w kostce są stosowane w każdej cywilizowanej strefie geograficznej. Poszczególne kraje tracą stopniowo swój indywidualny zapach. Środki czystości i higieny rozsiewają podobną woń niezależnie od tego, czy jesteśmy akurat w Atenach, czy Paryżu. Indie pachną kadzidłami, ale w niemal każdym zakątku globu można nabyć świece o tej specyficznej woni. McDonald's wszędzie na świecie wydziela podobne aromaty. Benzyna, asfalt, plastik nawet w oddalonych od siebie miejscach rozsiewają te same wonie. Nie istnieją już przyprawy o egzotycznych aromatach, przypisanych do danych krajów - wszędzie przecież można kupić kurkumę, bazylię, imbir, gałkę muszkatołową.
Dezodoranty i perfumy różnią się zapachowymi nutami, jednak w ograniczonym zakresie, bo niemal w każdej dziurze dostępna jest mniej więcej podobna paleta perfum. Nowojorczyk może pachnieć tak samo jak Irlandczyk czy Polak z małego miasteczka. Jest to raczej kwestia mody na konkretne zapachy niż gustu. Świat zapachów naturalnych i charakterystycznych ginie, zastępują go coraz bardziej uniwersalne aromaty syntetyczne.
* Cytaty pochodzą z książki "Pachnidło" Patricka Suskinda, w tłum. Małgorzaty Łukasiewicz, wyd. Świat Książki, Warszawa 2006.
Polityka