Dziennik podaje przykład placówki MSW przy ulicy Wołoskiej w Warszawie, do której zadzwonili dziennikarze "GPC". Podali się za pacjenta z rozpoznanym nowotworem skóry, szczegółowo opisując recepcjonistce objawy charakterystyczne dla poważnego już stadium tej choroby. Dostali najwcześniejszy możliwy termin - wrzesień 2013 r. Podobnie odległy termin zaproponowano im, kiedy chcieli się umówić na zabieg okulistyczny - usunięcie zaćmy czy konsultację endokrynologiczną. Po pytaniu o wizytę prywatną termin oczekiwania skracał się do maksymalnie dwóch tygodni, ale najczęściej wolne miejsca były odległe tylko o kilka dni. Gazeta poprosiła Ministerstwo Zdrowia o stanowisko w tej sprawie. Usłyszano jedynie, że należy zadzwonić do MSW, bo to tam podlega wyżej wymieniona placówka. Bolesław Piecha, były minister zdrowia (PiS), jest oburzony patologią, która stała się codziennością chorych w Polsce. "To lekceważenie i próba wyciągania w bezczelny sposób pieniędzy z kieszeni pacjenta. Pacjent onkologiczny nie ma czasu, żeby czekać pół roku na wizytę, bo w walce o jego życie liczy się każdy dzień. Zastawi się więc, ale zapłaci" - mówi "Gazecie Polskiej Codziennie" Piecha. Jego zdaniem dopóki będziemy mieli do czynienia z przyzwoleniem na komercję w szpitalach, dopóty ten proceder będzie trwał.