Giną paczki wysyłane do Anglii
Nagminnie giną przesyłki, które łodzianie wysyłają do rodzin pracujących w Anglii. Od stycznia złożono na poczcie ponad 350 reklamacji - podaje "Express Ilustrowany".
Najczęściej do adresatów nie dochodzą paczki. Dlaczego? Wiele z nich zawiera towar na wagę złota, czyli papierosy i alkohol. Scenariusz jest zwykle ten sam: przesyłka wyjeżdża z kraju i znika. W papierach niby wszystko gra, bo ktoś kwituje odbiór. Tyle że nie adresat.
Jednym z poszkodowanych jest Wojciech Zajdeman. W grudniu wysłał córce pracującej w Luton pod Londynem ubrania na zimę. Nie dotarły do dziś. Okazało się, że pudło wyjechało z Polski, ale odebrał je obcy człowiek. Ani brytyjska, ani polska poczta nie czują się winne.
- Kiedy nadawałem paczkę, pani z okienka zaśmiała się: "Do Anglii? Po co? I tak nie dojdzie" - opowiada gazecie pan Wojciech. - Myślałem, że żartuje... - dodaje.
Córka łodzianina poszła na brytyjską Royal Mail. Pokazano jej pokwitowanie odbioru paczki podpisane przez kogoś innego. Zawiadomiła policję i przeprowadziła prywatne śledztwo. Jej znajomi mieli podobne przypadki. Podejrzewa się, że paczki kradną sami Polacy, pracujący jako doręczyciele na brytyjskiej poczcie, bo oni najlepiej wiedzą, czego w nich szukać.
Pocztowcy przyznają, że skala problemu jest duża. - Każdą reklamację wyjaśniamy. Trwa to długo, bo musimy ustalać, która strona zawiniła. Sprawy są o tyle trudne, że Polacy często nie mają w Anglii adresu zameldowania - mówi "Expressowi Ilustrowanemu" rzecznik Poczty Polskiej regionu łódzkiego Michał Dziewulski.
INTERIA.PL/PAP