Filozof: "Memento Mori! Tylko tyle i aż tyle"
Ze śmiercią i z własną śmiertelnością każdy jest sam, zamknięty w samotności własnego "ja". "1 i 2 listopada to czas, gdy próbujemy się z tą myślą oswoić - powiedział filozof prof. Jan Hartman z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Śmierć jest absurdem i nie ma sensu, lecz mimo to jest warunkiem tego, aby nasze życie mogło się domknąć do jakiejś sensownej całości, aby mogło się wypełnić - powiedział prof. Hartman, pytany o ludzkie poszukiwanie ponadczasowej wartości, ocalającej sens życia i śmierci.
W jego opinii, postawa człowieka wobec śmierci jest dwuznaczna. - Nikt nie chciałby być nieśmiertelny, nawet w stanie zbawienia. Nieśmiertelność jest czymś przeraźliwie i niewyobrażalnie męczącym. Z drugiej strony, nikt prawie nie chce umrzeć tu i teraz - mówił.
- Przeraża nas utrata świadomości, utrata ciała, utrata siebie, a poza tym, póki mamy choć trochę sił, tli się w nas jeszcze zwierzęca wola życia. Lecz z biegiem lat i postępem starości ta wola i radość życia przygasa, a myśl o śmierci staje się coraz bardziej swojska, a nawet na swój sposób miła. Myślimy o niej jako "odpoczynku", a więc wyzwoleniu od cierpienia, którym jest przecież każde świadome życie - tłumaczył.
Według profesora, w sytuacji ostatecznej, gdy dotyka nas śmierć, nie ma różnicy między osobą wierzącą a niewierzącą.
- Wszyscy jesteśmy śmiertelni i wszyscy tak samo czujemy, że śmiertelności nie da się oszukać wiarą. Ze śmiercią i z własną śmiertelnością każdy jest sam, zamknięty w samotności własnego
"ja". Żaden Bóg ani żaden kapłan nie mają przystępu do nieprzeniknionej intymności mojej jednostkowej, unikalnej i jedynej śmierci - powiedział Hartman.
Jak podkreślił, nawet wiara w życie po śmierci nie jest w stanie uspokoić ludzkiego lęku. - Nawet jeśli ktoś wierzy, iż jakowyś duch uleci z niego po śmierci, to przecież wie, że "drugie życie" nie jest tak naprawdę dalszym ciągiem jego życia, że tak jak umarło w nim już dziecko i młodzieniec, którym był, tak pewnego dnia umrze w końcu i starzec, którym jest teraz. Jesteśmy istotami cielesnymi i ciało należy do naszej najgłębszej istoty. Gdy je stracimy, zapadamy się w przeszłość - wyjaśniał profesor.
Jego zdaniem, współczesna kultura, która przejawia się np. w obyczajach i przekazach medialnych nie ułatwia rozumienia tego, czym jest śmierć.
- Niestety, większość z nas nie widuje umierających i zmarłych. Straciliśmy naturalne oswojenie z cudzą cielesnością, cierpieniem i agonią. Dlatego przeżywamy swoją śmiertelność bardziej infantylnie niż nasi przodkowie. Więcej w nas strachu i bezradności w obliczu cudzej śmierci, więcej atawistycznego wstrętu - ocenił profesor.
W jego opinii, Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki to czas, gdy każdy z nas ma okazję zastanowić się nad własnym życiem i jego nieuchronnym końcem.
- 1 i 2 listopada każdego roku oswajamy się z własną śmiercią, odwiedzamy cmentarze, na których sami będziemy leżeć, mówimy naszym zmarłym, że ich przewaga nad nami - to, że mają już "to wszystko", całe to ciężkie życie za sobą - niedługo już się skończy - powiedział. Zauważył także, że żyjący często czują żal, że nie udało im się przekazać swoim zmarłym najważniejszych uczuć.
- Wszystkim, którzy płaczą nad grobami bliskich, wyrzucając sobie, że nie zdążyli powiedzieć im tego, co ważne, pragnę powiedzieć, jako filozof: nie oskarżajcie się. Gdybyście powiedzieli te słowa, to i tak nic by się nie zmieniło. Istniejemy w milczeniu. A milczenie jest złotem - podkreślił Hartman.
- O czym przede wszystkim powinniśmy pamiętać odwiedzając groby naszych bliskich ? Memento Mori! Tylko tyle i aż tyle - dodał filozof.
INTERIA.PL/PAP