Dzisiaj poznamy przyczynę śmierci weterynarza
Weterynarz, który wczoraj rano próbował uśpić zbiegłego z cyrku tygrysa ma ranę postrzałową głowy - potwierdził w rozmowie z siecią RMF prowadzący tę sprawę prokurator Janecki z prokuratury Praga-Północ.
Według niego to właśnie postrzelenie z policyjnej broni mogło być przyczyną śmierci lekarza weterynarii. Taka jest wstępna wersja prokuratury sporządzona po oględzinach ciała tragicznie zmarłego mężczyzny, których dokonano w bródnowskim szpitalu.
Ostateczną wersję poznamy najwcześniej dzisiaj rano. Wtedy będą znane wyniki sekcji zwłok weterynarza.
Prokuratura dokładnie bada okoliczności tych dramatycznych wypadków. Ustala też kto jest odpowiedzialny za to, że trzy drapieżniki - z których dwa złapano, a trzeciego zastrzelono - wydostały się z klatek.
Poprzednio rzecznik warszawskiego pogotowia powiedział sieci RMF, że poraniony przez drapieżnika człowiek, miał tak poważne obrażenia, że na pierwszy rzut oka nie da się ocenić, co było przyczyną śmierci.
Na Tarchominie trwają przesłuchania świadków dramatycznych wydarzeń. Dyrekcja cyrku twierdzi, że klatkę z tygrysami otworzył ktoś spoza cyrku. Sugeruje, że mogli to zrobić ekolodzy walczący o prawa zwierząt.
Tygrysy uciekły z cyrku rano. Już po kilkunastu minutach dwa znalazły się z powrotem w klatkach, złapane przez pracowników. Zwierzęta poturbowały pracownika cyrku, który próbował je łapać, i mężczyzn pracujących na pobliskim parkingu.
Trzeci tygrys ukrył się w lesie, skąd nagle zaatakował biorącego udział w przeczesywaniu terenu weterynarza, kiedy ten mierzył do niego ze strzelby na naboje ze środkiem usypiającym. Policjanci zastrzelili rozjuszone zwierzę, a mężczyzna w krytycznym stanie trafił do szpitala. Tu zmarł.