Dymisja Ungiera
Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta, Marek Ungier, złożył rezygnację ze stanowiska. Oficjalnie decyzja ma związek z doniesieniami na temat problemów z prawem jego syna, Krzysztofa.
"Rzeczpospolita" napisała dziś, że w maju 2004 roku Sąd Rejonowy w Giżycku umorzył na okres próby sprawę syna Marka Ungiera - Krzysztofa, oskarżonego o to, że w czerwcu 2001 roku prowadził samochód po pijanemu. Sąd uznał, że wina sprawcy i szkodliwość społeczna jego czynu nie były znaczne i nakazał Ungierowi jedynie zapłacić 200 złotych na rzecz domu dziecka w Giżycku.
Według dziennika, umorzenie było bezprawne, gdyż syn Ungiera został już wcześniej skazany przez warszawski sąd prawomocnym wyrokiem na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za jazdę po pijanemu.
"Chcę publicznie przeprosić Krzysztofa, że nie poświęciłem dostatecznie dużo czasu i wysiłku, by przygotować go do życia" - napisał w specjalnym oświadczeniu Ungier, który podkreślił jednocześnie, że w żaden sposób nie interweniował w sposób rozstrzygania konfliktów syna z prawem.
Przyjmując rezygnację swego ministra, Aleksander Kwaśniewski podziękował mu "za wieloletnią pracę na tym odpowiedzialnym stanowisku, która dobrze służyła Rzeczpospolitej" i "była nieocenionym wsparciem dla głowy państwa oraz całej Kancelarii Prezydenta RP".
Ostatnio o Marku Ungierze było jednak głośno także z innych powodów. Właśnie dziś do prokuratury dotarła opinia biegłego dotycząca sprawy Ungiera. Teraz prokuratura analizuje, czy - byłemu już - prezydenckiemu ministrowi można postawić zarzuty dotyczące kierowanej przez Ungiera spółki Juventur, czy są już one przedawnione.
Co zawiera analiza przesłana przez biegłych?
Sprawa dotyczy podejrzeń o przestępstwa gospodarcze i poświadczenie przez Ungiera nieprawdy w Biurze Turystyki Młodzieżowej Juventur. Chodzi o sprzedaż nieruchomości po zaniżonej cenie, co miało doprowadzić do 2 mln strat na szkodę Juventuru. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa trafiło do Prokuratury Rejonowej w Warszawie 10 lat temu, ale do dziś sprawa nie została zamknięta.
Po publikacjach prasowych Ungier oświadczył, że nigdy nie został zapoznany przez prokuraturę z zarzutami i w ogóle nie wiedział, że trwa takie śledztwo. Zapewnił, że nie naruszył prawa.
Szef Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz Wojciech Maj i jej wiceszef Sławomir Santorek - którzy 6 lat temu wydali postanowienie o przedstawieniu zarzutów Ungierowi, ale nigdy go nie przesłuchali - zostali odwołani z funkcji. Czeka ich też postępowanie dyscyplinarne. Przyznano, że prokuratura dopuściła się w tej sprawie wielu uchybień. Powołano biegłego, by określił, czy w sprawie nie doszło już do przedawnienia karalności.
Z kolei w latach 1992-93 jako prezes biura turystycznego Juventur Ungier nie odprowadził do urzędu skarbowego 900 mln starych złotych zaliczek pobranych od pracowników na podatek dochodowy. Sąd rejonowy uznał Ungiera za winnego naruszenia przepisów, ale ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu warunkowo umorzył sprawę.
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Andrzej Kalwas polecił sprawdzić sprawy prokuratorsko-sądowe z udziałem Ungiera, by ustalić "osoby odpowiedzialne za uchybienia".
Prezydent Aleksander Kwaśniewski mówił ostatnio, że "nie ma żadnych powodów, żeby pan Marek Ungier nie wypełniał swoich obowiązków, tym bardziej, że jak rozumiem z informacji, choćby prasowych, nie był skazany, nie był człowiekiem, który został skazany za te przewinienia, o których sąd zdecydował".
INTERIA/RMF