Przemówienie Andrzeja Dudy miało koncyliacyjny charakter. Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego - wręcz przeciwnie. Prezes PiS akcentował konieczność ukarania winnych katastrofy smoleńskiej. Tutaj wskazał rząd Donalda Tuska jako "moralnie odpowiedzialny" za tę tragedię. Jak interpretować ten dwugłos? Czy Jarosław Kaczyński podjął polemikę z prezydentem? A może politycy po prostu odgrywają rolę dobrego i złego policjanta? Jeden mobilizuje twardy elektorat, drugi stara się być "prezydentem wszystkich Polaków"? - Myślę, że to nie była polemika, tylko pokazanie, jak będzie faktycznie realizowana polityka, przynajmniej w kwestii katastrofy smoleńskiej. Nie odebrałam tego jako "dobry i zły policjant", tylko twarde stanowisko prezesa, a co za tym idzie PiS - mówi Interii dr Anna Materska-Sosnowska z Uniwersytetu Warszawskiego. - To były bardzo ostre i bardzo jednoznaczne słowa, niepokojące słowa, które mogą mieć bardzo daleko idące konsekwencje. O jakimkolwiek zasypaniu podziałów w społeczeństwie, które są bardzo głębokie po 2010 roku, nie ma mowy - uważa Materska-Sosnowska. Prof. Rafał Chwedoruk z UW odrzuca interpretację tych przemówień jako sporu głowy państwa z prezesem PiS. - Nie sądzę, by był to konflikt - spontaniczny czy zaplanowany. Wynika to po prostu z różnic funkcji. Absolutnie nie byłem zaskoczony wypowiedzią jednego i drugiego z polityków, bo obaj funkcjonują w określonych realiach politycznych - zaznacza Chwedoruk w rozmowie z Interią. Prezydenci, mimo że mają ściśle partyjny rodowód, muszą po wyborach odgrywać rolę "ojców narodu". Stąd takie a nie inne przemówienie Dudy. Kaczyński miał natomiast inne zadanie. - Zaplecze społeczne tej partii oczekuje jakiejś formy rozliczeń i zadośćuczynienia za lata krzywd w tym przypadku symbolizowane przez wątpliwości tego środowiska dotyczące katastrofy smoleńskiej - twierdzi prof. Chwedoruk. Zdaniem naszego rozmówcy wskazanie Donalda Tuska i jego otoczenia jako moralnie odpowiedzialnych za katastrofę smoleńską otwiera jednocześnie możliwość dialogu z wszystkimi innymi środowiskami opozycyjnymi, również PO, w której ludzie Tuska zostali zmarginalizowani przez Grzegorza Schetynę. - Trzy partie opozycyjne nie są dla obozu władzy wrogiem śmiertelnym, ostatecznym. W dłuższej perspektywie czasu można sobie wyobrazić proces normalizacji stosunków rządu z opozycją - mówi nam Rafał Chwedoruk.