Gdy sprawą zainteresował się "Super Express", polityk błyskawicznie zwrócił pieniądze. - Wstyd, dla niego to niewielkie pieniądze, a dla mnie, schorowanej starszej kobiety, to bardzo dużo - mówi Maria W. (96 l.) mieszkająca w kamienicy przy ul. Batorego w Krakowie. W 2001 roku starsza pani postanowiła dowiedzieć się, kto jest właścicielem tego budynku. - Chodziło tylko o ustalenie tożsamości - precyzuje. Polecono jej mecenasa Kotlinowskiego. Wykonanie usługi miało kosztować 12 tys. zł płatne w dwóch częściach. - Przesłałam temu panu 6 tysięcy złotych - wspomina Maria W. Niedługo potem mecenas Kotlinowski poinformował ją, że został posłem i nie będzie w stanie wywiązać się z przyjętego zlecenia. Starsza pani była pewna, że dostanie pieniądze z powrotem. Niestety, nie zobaczyła ani grosza. W końcu po pięciu latach złożyła w prokuraturze doniesienie na posła. W piątek (28 maja) "Super Ekspress" zapytał posła, dlaczego nie chce oddać pieniędzy krakowiance. Poprosił o czas do poniedziałku. Jak się później okazało, potrzebował go, by mógł zawrzeć ugodę w niewygodnej dla siebie sprawie. - Stan na dzisiaj jest taki, że strony nie maja do siebie pretensji - zakomunikował wyraźnie zadowolony wicemarszałek. Załatwienie sprawy Maria W przyjęła ze spokojem. - Ja nie chciałam się procesować. Chciałam tylko, by mi oddał moje pieniądze - powtarza staruszka.