Cztery lata więzienia dla dzieciobójczyni z Polski
Trzy lata i dziewięć miesięcy spędzi w więzieniu młoda Polka, która zabiła swoje dziecko, wyrzucając je zaraz po urodzeniu z balkonu wieżowca w Hamburgu.
Hamburski Sąd Krajowy we wtorek uznał 27-letnią kobietę za winną zabójstwa, stwierdzając jednak równocześnie jej ograniczoną poczytalność. To był "spontaniczny czyn, wynikający z głębokiej bezradności, pozostawienia samej sobie i rozpaczy" -powiedział w uzasadnieniu sędzia przewodniczący rozprawie.
Do tragedii doszło w marcu tego roku. Jak ustalono w śledztwie, kobieta urodziła córeczkę w toalecie mieszkania należącego do znajomego. Po upływie pół godziny, gdy noworodek zaczął płakać, matka włożyła go do plastikowej torby i wyrzuciła z wysokości 25 metrów. - Byłam w szoku - tłumaczyła kobieta.
Dziecko zginęło na miejscu. Obdukcja wykazała, że urodziło się zdrowe, ważyło 3000 gramów. Znalazł je na trawniku pod blokiem przypadkowy przechodzień.
Dopiero po kilku dniach Polka zgłosiła się na policję. Początkowo obciążała odpowiedzialnością za śmierć córeczki 23- letniego Macedończyka - swego przyjaciela i ojca dziecka. W czasie przesłuchania uwikłała się jednak w sprzeczności i w końcu przyznała do zbrodni. - Moje życie było horrorem. Byłam cały czas sama - zeznawała kobieta. Jak podkreślała, jej przyjaciel nie chciał dziecka, bił ją, także po brzuchu.
Jak wyjaśniła, dziecko miało urodzić się w kwietniu. Chciała urodzić je w Polsce. Wczesny poród był szokiem, który doprowadził do tragedii.
Sąd zarzucił oskarżonej, że ukryła ciążę nawet przed mieszkającą w Polsce rodziną. Nie przyjęła też oferty pomocy ze strony pracodawczyni. Nie pozostawiono jej całkowicie samej sobie - powiedział sędzia. Dlatego sąd orzekł karę wyższą od wniosku prokuratury, która domagała się trzech lat i dwóch miesięcy pozbawienia wolności.
INTERIA.PL/PAP