Co zrobić z islamistami?
11 września 2001 r. zmienił świat bardziej, niż nam się to wówczas zdawało możliwe, i chyba bardziej, niż dziś nam się wydaje. Ale nie tylko świat się zmienił. My także.
Tego dnia glob zaczął się kręcić w przeciwnym kierunku. Podobnie jak 28 czerwca 1914 r., kiedy w Sarajewie zginął arcyksiążę Ferdynand. To podobieństwo do zdarzenia, które przerwało pierwszą falę globalizacji, narzuca się nieodparcie. Jak wtedy, tak i teraz szok zdetonował narastające latami napięcia. Zniszczył marzenia (a może złudzenia) i otworzył globalną puszkę Pandory. Łatwość, z jaką to się stało, nasuwa przypuszczenie, że zmiana, która nastąpiła po 11 września, nie była przypadkowa. Inaczej mówiąc, być może tak jak w 1914 r. świat czekał na iskrę, która błysnęła 28 czerwca, tak w 2001 r. świat był gotowy do zwrotu, który nastąpił po 11 września.
Kiedy dziś patrzy się na minione pięciolecie, bardzo dobrze widać, że wcześniej dominujące tendencje zaczęły się odwracać. Globalizacja stanęła, gwałtownie ubyło zwolenników otwierania granic, wizja barwnych, wielokulturowych społeczeństw ponowoczesnego świata w oczach wielu osób gwałtownie straciła powab, a odzyskało go niemal już pogrzebane państwo narodowe. Przybyło też mniej i bardziej otwartych zwolenników interesu narodowego w gospodarce, a ubyło zwolenników wolnego handlu, integracji, wolności gospodarczej oraz swobodnego przepływu towarów i ludzi. Niemal wszystko, co wydawało się ponurą przeszłością, teraz się odradza, a to, co wydawało się nadzieją przyszłości, stopniowo znika. Tematem numer jeden debat uniwersyteckich, rozmów polityków i trosk nas wszystkich przestały być wizje nowego wspaniałego świata, a stały się lęki i strachy, które wywołuje współzależność, nasilająca się obecność obcych w naszym otoczeniu, globalna konkurencja i oczywiście terroryzm, a konkretnie terroryzm islamski albo ogólniej - islamskie zagrożenie.
Polityka