BOR: Nie było śladów trotylu przed wylotem Tu-154M
"Te same czujniki, które wykazały ślady trotylu na wraku tupolewa, nie wykazały nic podejrzanego, kiedy funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu badali samolot tuż przed startem 10 kwietnia 2010 roku - przyznaje w rozmowie z "Faktem" Dariusz Aleksandrowicz rzecznik BOR.
Dlaczego więc teraz urządzenia wykryły TNT? - zastanawia się "Fakt".
"Samolot był sprawdzany przed odlotem, w godz. 3.15-6.15, i nie wykryliśmy żadnych podejrzanych śladów. Samolot był czysty" - zapewnia Aleksandrowicz.
Tu-154M był sprawdzany przy użyciu detektora MO 2M, czyli takiego samego, jakiego używali ostatnio nasi prokuratorzy i biegli.
Do sprawdzenia samolotu 10 kwietnia, poza urządzeniami technicznymi, użyty był także pies, którego węch jest lepszy do wykrywania materiałów wybuchowych niż urządzenia. Ani pies, ani detektory niczego nie wykryły.
Rzecznik BOR nie wie, dlaczego specjalistom w Smoleńsku po katastrofie urządzenia pokazywały napis "TNT", czyli sygnalizowały obecność trotylu.
"Inaczej bada się na obecność materiałów wybuchowych po wypadku, katastrofie, a inaczej przeprowadza się badania profilaktyczne. Przy badaniach po wypadku chce się znaleźć najdrobniejsze nawet ślady, dlatego poszerza się spektrum i stopnie skalibrowania urządzeń" - mówi "Faktowi" Dariusz Aleksandrowicz.
INTERIA.PL/Fakt