Biznes komunijny
Rewia mody, prezenty, bankiety - maj to wymarzony miesiąc dla tych wszystkich, którzy na pierwszej komunii robią świetny interes.
Komunia już dawno zaczęła zatracać swój religijny charakter. Stała się bardziej okazją do pokazania zasobności portfeli rodziców i zaproszonych gości niż przeżyciem duchowym.
Jest na co wydawać
Rodzice mają czas, by przyzwyczajać się do czekających ich pierwszokomunijnych wydatków już od września. Wtedy bowiem zwykle rozpoczynają się specjalne, comiesięczne spotkania proboszcza lub katechety z rodzicami. Na takich spotkaniach omawia się m.in. sprawę pierwszokomunijnych pamiątek religijnych, stroju czy zdjęć i filmów robionych w kościele podczas mszy.
Książeczka do modlenia, różaniec, świeca, medalik, pamiątkowy obrazek - to i tak tylko niewielki procent wydatków, z jakimi trzeba się liczyć. Do tego dojdą jeszcze: strój (w przypadku jednolitej dla wszystkich dzieci alby to ok. 100 zł), buty, dodatki, zaproszenia, zdjęcia, kaseta video, (w czasie mszy pierwszokomunijnej przy ołtarzu może być zwykle tylko jeden fotograf czy kamerzysta, więc trzeba zapłacić za jego usługę), prezent dla księdza, kwiaty do przystrojenia kościoła, przyjęcie itp. Aby przed komunią dziecka nie wpaść w finansowy dołek, niektórzy już kilka miesięcy wcześniej myślą o... komunijnym kredycie.
Rewia mody
Jeśli księdzu nie uda się przekonać rodziców do jednolitych strojów, to ruszają oni do sklepów w poszukiwaniu czegoś, w czym ich dziecko będzie wyglądać wyjątkowo. A na to czekają tylko producenci sukienek i garniturków, zacierając ręce w nadziej na spore zyski. Bo też niektórzy rodzice drugoklasistów nie znają umiaru w strojeniu swoich dzieci i w wydawaniu na to ciężkich sum. Wolą zapłacić kilkaset złotych za sukienkę czy garnitur, tłumacząc, że w kilka razy tańszej albie ich pociecha będzie wyglądać brzydko.
W wyszukanych, zdobnych strojach prym wodzą zwłaszcza dziewczynki, które wyglądają w tym dniu jak małe panny młode. Sukienka z atłasu czy koronki to oczywiście nie wszystko. Zanim na głowie pojawi się wianuszek dziewczynka musi jeszcze coraz częściej trafić do fryzjera i... wizażystki. Loki, sploty, a nawet w rozjaśnione pasemka otaczają potem buzie "ozdobione" wyraźnym makijażem. W dłoni przyobleczonej jedwabną rękawiczką pojawia się bukiecik wybrany wcześniej z katalogu.
Jak na weselu
Nie tylko stroje dzieci przywodzą na myśl skojarzenie z uroczystościami weselnymi. Jeszcze bardziej przypominają je przyjęcia organizowane po uroczystościach kościelnych w wynajętych lokalach. Komunijne przyjęcia, na które trzeba zarezerwować lokal kilka miesięcy wcześniej, trwają zwykle 5 - 6 godzin.
Rodzice decydują się na takie rozwiązanie, tłumacząc że nie mają miejsca u siebie w domu i czasu na przygotowanie świątecznego obiadu. Oczywiście wariant "restauracyjny" znacznie podraża koszty przyjęcia. Do restauracji można też zaprosić więcej osób, niż do małego mieszkania w bloku. Za jedną osobę trzeba wtedy zapłacić co najmniej 50 zł.
I pomyśleć, że po drugiej wojnie światowej dla dzieci pierwszokomunijnych urządzano tylko wspólne, skromne śniadania w salkach katechetycznych. Dopiero później zastąpiono je przyjęciami urządzanymi w domach, a w ostatnich latach - bankietami organizowanymi w restauracjach.
Warto też dodać, że - choć może trudno w to uwierzyć - jak na prawdziwym weselu przystało niektóre dzieci w dniu pierwszej komunii zajeżdżają do kościoła wynajętą ekskluzywną limuzyną.
Uszy na komunię
Zegarek na rękę, rower-składak, aparat fotograficzny, łyżworolki, złota biżuteria - takie prezenty robiły wrażenie na drugoklasistach kiedyś. Dziś kupuje się komputery, zestawy kina domowego, kamery, rowery górskie albo wkłada do koperty pokaźne sumy (średnio - 200 - 300 zł od "zwykłych" gości). Typowo religijne prezenty - Biblia, krzyżyk, medalik - nie mają takiego wzięcia. Ubiegłorocznym "przebojem" były m.in. operacje plastyczne uszu, na które zrzucała się często cała rodzica obdarowywanego 9-latka (około 2 tys. zł). Taki "prezent" dziecko otrzymywało już przed komunią, aby ładnie wyglądać na samej uroczystości.
Zwyczaj zasypywania dzieci przystępujących do pierwszej komunii coraz droższymi prezentami całkiem wymknął się spod jakiejkolwiek zdroworozsądkowej kontroli. Z największymi spustoszeniami w portfelu muszą się liczyć rodzice chrzestni. Ci - w potocznym przekonaniu - powinni dać prezenty najdroższe. Może dlatego rodzicom nowo narodzonych dzieci coraz trudniej znaleźć chętnych na rodziców chrzestnych. Wizja prezentów na chrzest, a później na komunię odstrasza bowiem na dobre nawet tych, którzy wcale nie są najgorzej sytuowani.
Obcokrajowcy, którzy mają okazję uczestniczyć w naszych pierwszokomunijnych przyjęciach, mówią, że nigdzie na świecie nie organizuje się ich z takim przepychem. Nic jednak nie wskazuje na to, aby w przyszłości Polacy mieli zamiar to zmienić...
Małgorzata Żyłko