Bezkarne supermarkety
Pracodawcy polskich supermarketów łamią prawo. To wnioski Głównej Inspekcji Pracy, która w ciągu 3 lat skontrolowała blisko 140 dużych sklepów, należących do 27 sieci handlowych.
Inspektorzy przyznają, sytuacja się poprawia, ale wciąż nie jest dobrze.
Pracodawcy wykorzystują pracowników, a sprzyja im wysokie bezrobocie - na miejsce niezadowolonego wciąż jest kilku chętnych. I dlatego może dochodzić do takich sytuacji, jak ta w sieci "Biedronka", gdzie kobiety i młodociani zmuszani byli do dźwigania ciężarów, ponieważ właściciele nie chcieli wydawać pieniędzy na wózki elektryczne.
Najczęściej stwierdzane nieprawidłowości dotyczyły nierzetelnego prowadzenia ewidencji czasu pracy (47 proc. skontrolowanych sklepów), niezapewnienia pracownikom dobowego i tygodniowego odpoczynku (39 proc.), niewłaściwego planowania czasu pracy w harmonogramach pracy (68 proc.), wyposażenia pomieszczeń higieniczno-sanitarnych (54 proc.), składowania i magazynowania towarów (35 proc.). Według PIP, nieprawidłowości te wynikały z tego, że pracodawcy dążąc do uzyskania maksymalnego zysku nie przestrzegali przepisów i źle organizowali pracę.
Zdaniem Głównego Inspektora Pracy Anny Hintz, w supermarketach łamie się prawo pracownicze, bo daje to wymierne korzyści. - Spowodowane jest to także oszczędzaniem na zatrudnianiu pracowników. (...) Znacząca skala nieprawidłowości dotyczyła udzielania pracownikom należnych urlopów wypoczynkowych - dodaje Hintz.
Inspekcja Pracy może ukarać pracodawcę mandatem do 1 tys. złotych, a sąd karą grzywny nie większą niż 5 tys. Inspektorzy pracy przyznają, że kary w tej wysokości nie działają odstraszająco. Pracodawca więcej oszczędza, utrzymując zbyt niski stan zatrudnienia czy nie płacąc za godziny nadliczbowe.
INTERIA.PL/RMF/PAP