Bandyci ujęci, zakładniczki uwolnione
- Zakładniczka zwolniona, a akcja zakończona. Porywacze żyją - poinformował Ołaksandr Skrypnyk, rzecznik prasowy Służby Bezpieczeństwa w Kijowie. Według policji niemieckiej, dwie kobiety, które bandyci wzięli we Wrestedt jako zakładniczki, zapewne już jutro wrócą do Niemiec. Ukraińska milicja zatrzymała dziś po południu trzech bandytów, którzy napadli wczoraj wieczorem na bank w Niemczech i po północy przekroczyli granicę polską we Frankfurcie nad Odrą. Uzbrojeni mężczyźni, uciekający Seatem Ibizą, wzięli dwie zakładniczki. W Bystrzejowicach w województwie lubelskim na stacji benzynowej, na której zatrzymali się, jednej z zakładniczek udało się uciec. Przed południem przestępcy przejechali granicę polsko-ukraińską na przejściu w Dorohusku. W eskorcie 5 samochodów ukraińskiej milicji dojechali w okolice Równego. Tam zostali zatrzymani na milicyjnej blokadzie za snajperami i oddziałami specjalnymi.
Wszyscy trzej bandyci są obywatelami Niemiec - poinformowała policja w Kijowie. Bandyci są w areszcie śledczym w Równem. Przedstawiciel policji w niemieckim Lueneburgu powiedział, że jeden z nich, zapewne przywódca, mówił "literackim niemieckim".
Niemiecka policja jest zdania, że wzięcie zakładników nie było planowane i nastąpiło pod wpływem rozwoju wydarzeń.
Ukraiński wiceminister Gapon ujawnia szczegóły zatrzymania bandytów
Wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy Ołeksandr Gapon powiedział dzisiaj, że przełomowym momentem operacji zatrzymania trzech bandytów przetrzymujących zakładniczkę było przekazanie im telefonu komórkowego.
- W pewnym momencie bandyci zatrzymali się, by zatankować samochód. Wtedy podszedł do nich nasz człowiek i wręczył im telefon komórkowy. Potem mogliśmy zacząć z nimi pertraktować - powiedział w czasie konferencji prasowej w MSW generał Gapon.
Wiceminister poinformował, że osobiście prowadził negocjacje pod Równem. Dodał, że "obrabiał ich psychologicznie", przekonywał, że są młodzi, a za to co zrobili, nie grożą im wysokie wyroki, najważniejsze, aby się nie przelała krew i lepiej, jeśli się poddadzą teraz. Rozmowy trwały ok. 3 godzin. Ostatecznie przestępcy uwolnili zakładniczkę, oddali 6 pistoletów i poddali się milicji.
Niemcy: polska policja kooperatywna i profesjonalna
Zarówno polska, jak i ukraińska policja wykazały "nadzwyczajną zdolność do współpracy oraz wysoki profesjonalizm - powiedział dzisiaj rzecznik policji w Lueneburgu, Friedrich Schmidt.
- O ile możliwa jest już obecnie taka ocena, władze polskie i ukraińskie przyjęły bez żadnych ograniczeń nasze dyrektywy dotyczące ochrony zakładników - mówił Schmidt na konferencji prasowej zorganizowanej po zakończeniu pościgu za gangsterami.
Polska policja była gotowa do odbicia siłą zakładniczek
Policja przygotowywała się do siłowego odbicia dwóch zakładniczek, które trzej bandyci wieźli z Niemiec przez Polskę do Ukrainy. Użyte miały być siły antyterrorystyczne Centralnego Biura Śledczego.
PAP udało się dotrzeć do poufnego, wewnętrznego dokumentu policji, opisującego akcję związaną z porywaczami z Niemiec.
Z Warszawy w trybie pilnym przerzucono m.in. śmigłowcem do Świdnika 22 stołecznych antyterrorystów. Policjanci przygotowali również dwie snajperskie zasadzki - ze względu jednak na rozmieszczenie osób w samochodzie i bardzo szybką jazdę uciekinierów (140-150 km/godz.) strzelcy wyborowi nie otworzyli ognia.
Dramat zakładniczek trwał od wczoraj
Do napadu doszło wczoraj około godziny 19. w miejscowości Wrestedt koło Uelzen w północno-zachodnich Niemczech. Złodzieje byli uzbrojeni. Sterroryzowali obsługę i zrabowali nieznaną sumę pieniędzy. Przestępcy są w wieku około 20 lat. Wiadomo, że jeden z bandytów to Kurd, drugi - Rosjanin. Trzeci najprawdopodobniej jest Niemcem. Mieli pistolety i granatnik.
Pościg rozpoczęła wczoraj niemiecka policja. Trwał aż do granicy z Polską. Przez granicę samochód z porywaczami przejechał z dużą prędkością. Niemcy początkowo planowali blokadę na granicy, jednak z niej zrezygnowano.
Posłuchaj relacji korespondenta RMF w Berlinie, Tomasza Lejmana:
Napastnicy przejechali przez Polskę tysiąc kilometrów. Ich trasę cały czas śledziła polska i niemiecka policja, jednak ze względu na bezpieczeństwo kobiet, funkcjonariusze nie próbowali zatrzymać gangsterów. Przestępcy z olbrzymią prędkością przejeżdżali przez kolejne województwa: lubuskie, wielkopolskie, łódzkie, mazowieckie i lubelskie. Zatrzymali się tylko raz: na stacji benzynowej w Lubelskiem, by zatankować. Tam sterroryzowali obsługę i napełnili zbiornik paliwa. Z zamieszania skorzystała jedna z kobiet (39-letnia) i wymknęła się porywaczom. - Podjechał samochód z tymi mężczyznami. Z daleka widziałem, że byli zamaskowani. Jeden trzymał pistolet. Kobieta wyszła i zaczęła tankować, skończyła tankowanie i schowała się za dystrybutor. Później zbiegła do policyjnego samochodu - powiedział RMF pracownik stacji.
Na terenie Polski samochód obserwowały dwa śmigłowce i kilkanaście samochodów policyjnych.
Ci pojechali dalej i o godz. 10.55 z prędkością 180 km/h przejechali punkt kontroli granicznej na przejściu Dorohusk-Jahodyn. Strona ukraińska była wcześniej poinformowana o tej nadzwyczajnej sytuacji i bandytom przygotowano tzw. czystą drogę. Wg Ukraińców bandyci wybrali przejście w Dorohusku ze względu na to, że prowadzi ono bezpośrednio na Wołyń, gdzie jest dużo lasów, w których można się ukryć. Porywacze przejechali w okolice Równego, jadąc cały czas z prędkością ok. 150 km/h. Tam zostali zatrzymani przez milicjantów z miejscowego komisariatu. Z nieoficjalnych informacji wynika, że jeden z funkcjonariuszy podrzucił porywaczom telefon komórkowy, przez który prowadzone były negocjacje zakończone sukcesem.
W rejon, gdzie znajdowali się bandyci z zakładniczką, przybył zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy gen. Jurij Zemlianski oraz elitarna jednostka "Alfa" na stałe stacjonująca w Kijowie. Przybyły także inne oddziały specjalne milicji. Wzmocniono ochronę Równieńskiej Elektrowni Atomowej.
Ukraińska radio podało, że uciekający bandyci nawiązali wcześniej kontakt z przedstawicielami ukraińskich służb granicznych.
INTERIA.PL/RMF/PAP