politycy prawicy nazywali "niebezpiecznym zawłaszczaniem państwa". Pouczali, że tym sektorem powinni zawiadywać fachowcy. Jeszcze w lutym 2006 r. ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz twierdził, że "osoby powiązane ze służbami specjalnymi nie powinny zasiadać we władzach państwowych firm"... a tu masz! - Woyciechowski w Nafcie, a na dodatek w zarządzie Orlenu płk Krzysztof Szwedowski, były wiceszef UOP. A przecież jest jeszcze Naimski - jeszcze jeden przyboczny Macierewicza, teraz wiceminister gospodarki, a wtedy szef UOP. Dziennikarze mieli więc używanie, tym bardziej że Woyciechowski podczas egzaminu na członków rad nadzorczych państwowych spółek zdobył podobno całe 13 na 100 punktów. Po tej aferze, w marcu 2006 r. doradca Macierewicza z Nafty Polskiej zniknął. Notabene przy okazji szefowania Nafcie Woyciechowski był prezesem Gminnej Gospodarki Komunalnej Ochota sp. z o.o., nad którą nadzór sprawował Mirosław Kochalski, czyli ówczesny komisarz Warszawy. Potem pojawił się nagle - tym razem jako ów bardzo ważny likwidator Wojskowych Służb Informacyjnych. Nikt nie miał złudzeń, że to znów robota Macierewicza. Wreszcie mogli dokończyć to, co im przerwano na początku lat 90. Ci ideowcy mają jednak tę cechę, że nie lubią tyrać za jakieś marne pensje. Woyciechowski to potwierdza. Odnaleźliśmy go schowanego w spółce-córce, należącej do znanej i ważnej firmy Naftobazy. Fucha Woyciechowskiego to posada prezesa Naftoru, czyli firmy zajmującej się ochroną rurociągów i składów ropy w kraju.