Armagedon nadchodzi!
Warsztaty z szycia pluszaków, kuchnia azjatycka, Japan Quiz, a w sali obok panele dla "fanów psychopatów i ich wąskich źrenic" oraz "praktyczne konkursy", w których nastoletnie dziewczyny udają lesbijki, a chłopcy homoseksualistów. I to wszystko w naszych szkołach.
Od ok. 1997 r. odbywają się w Polsce zjazdy miłośników mangi i anime zwane popularnie konwentami. Na te z reguły dwu-, trzydniowe spotkania przyjeżdża młodzież z całej Polski. Niektóre konwenty gromadzą nawet do 3 tys. uczestników, w zależności od podejmowanej tematyki i wielkości bazy lokalowej. Odbywają się głównie w szkołach i ośrodkach kultury. Są to imprezy odpłatne i z wcześniejszą rezerwacją, weekendowy udział kosztuje kilkadziesiąt złotych. Szkoły udostępniają też bazę noclegową, uczestnicy nocują w tzw. sleep roomach na materacach bądź karimatach.
"Ultrakatole" atakują
- Zdarza się, że uczestnicy tych pierwszych konwentów przyjeżdżają dzisiaj na nie ze swoimi małymi dziećmi - mówi Małgorzata Więczkowska, pedagog. - Moje spotkanie z mangą (japońskie komiksy) oraz anime (japońskie filmy) rozpoczęło się 12 lat temu. Wówczas pracowałam w różnych placówkach oświatowo-wychowawczych. Jak zapewne pamiętamy, w tym okresie bardzo popularne były Pokemony, rynek zalały zabawki, komiksy, gadżety, gry komputerowe, a także anime w telewizji i film kinowy. Niestety, w wielu sytuacjach wywoływały one u dzieci bardzo silne emocje, często agresję, niejednokrotnie dochodziło również do kłótni na tym tle. Miałam wówczas bardzo przykre doświadczenie z pewnym chłopcem, który ukradł rodzicom 900 dolarów, wymienił je i kupił za nie wszystkie karty kolekcjonerskie z serii Pokemona. Chciał zostać Mistrzem Ligi Pokemona. Dlatego postanowiłam przyjrzeć się bliżej temu zjawisku. Co nasze dzieci tak fascynuje i wciąga? Zaczęłam odwiedzać miejsca, gdzie spotykali się wielbiciele mangi i anime. Były to m.in. mangowe kafejki, w których można było pograć w japońskie gry, oglądać anime, czytać komiksy oraz śledzić strony internetowe.
Dziś pani Małgorzata ma na swoim koncie wystąpienia na międzynarodowych konferencjach i wiele publikacji naukowych podejmujących temat wpływu mangi i anime na dzieci. Po ukazaniu się jej artykułu w miesięczniku "Wychowawca" fani japońskiej popkultury nazwali ją "ultrakatolem", a jej naukowe wnioski "zlepkiem o zabarwieniu demagogicznym". "Nic tylko latać z pochodnią i krzyczeć, że Armagedon nadchodzi!"
Papież kreską mangi
Małgorzata Więczkowska, jako że jest pedagogiem, porusza w swoich publikacjach problemy wychowawcze. Zwraca uwagę, że w mandze i anime możemy znaleźć sceny agresji i przemocy, erotykę oraz treści magiczno-okultystyczne. - Nie twierdzę, że cała manga jest zła, o co mnie wciąż na swoich forach oskarżają fani mangi i anime. Nie mam nic przeciwko niej, jeżeli jest skierowana do właściwego odbiorcy i właściwie oznakowana, z czym niestety w Polsce mamy problem. Manga i anime mogą być ubogaceniem, pod warunkiem że odbiorca potrafi odnieść się do nich krytycznie. Rozsądne podejście do japońskich animacji może przyczynić się do poznania kultury i obyczajów życia ludzi z innego kręgu kulturowego.
Na pewno pamiętamy film Pszczółka Maja, bardzo pozytywną i wzruszającą animację, która powstała na bazie japońskiego scenariusza. Na Światowym Spotkaniu Młodzieży z papieżem w Madrycie w 2011 r., był rozdawany młodzieży komiks o Benedykcie XVI narysowany kreską mangi. A więc nie wszystkie animacje i komiksy są negatywne, wszystko zależy od właściwego wyboru. Warto tu nadmienić, że od kilku lat obserwujemy wśród fanów mangi i anime wzrost zainteresowania gatunkami yuri i yaoi - to gatunki, w których fabuła dotyczy związków lesbijskich i gejowskich. Dla niektórych staja się one sednem ich życia. A to może być już niebezpieczne oraz prowadzić do uzależnień.
Duchowe kalectwo
To właśnie od Małgorzaty Więczkowskiej na szkolnych zebraniach wielu rodziców dowiedziało się o wspomnianych konwentach. Niedawno po raz pierwszy zetknęła się z nimi m.in. Anna Kucharska-Zygmunt z Krakowa. Jak przyznaje, pierwszy kontakt z prezentowanymi tam treściami wywołał szok i przerażenie. - Uświadomiłam sobie, jakie konsekwencje może przynieść uczestnictwo w tego typu imprezach - mówi psycholog. Mocno erotyczne filmiki, na których widać odgrywane przez nastolatków scenki z podtekstem, są ogólnodostępne w internecie. - Młodzi, dojrzewający ludzie kształtują swoją tożsamość, także seksualną. Sfera, która budzi się w tym okresie, jest wrażliwa i niedobrze jest, gdy pierwsze doświadczenia z tego obszaru odrywają seks od relacji, więzi emocjonalnej. Uprzedmiotowianie samego siebie i drugiej osoby nie może pozostać obojętne dla dorastania do dojrzałości, do odpowiedzialności za siebie i innych. Epatowanie takimi treściami i czynne branie w tym udziału stępia wrażliwość, uderza w niewinność, kaleczy i nieodwracalnie rani.
Psycholog zwraca uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię. - Kiedy jest atmosfera i wszyscy się wzajemnie nakręcają, sami na sobie wywierają presję. Nawet jeśli ktoś odgrywający erotyczną scenkę chciałby się zatrzymać, nie potrafi tego zrobić i jakby niechcący łamie swoje kolejne bariery. Swoje granice przekraczają także widzowie tych "spektakli". To tak jak z kinem i teatrem. Gra aktorów na żywo zawsze pozostawia w widzu trwalszy ślad niż film.
Pieniądze to nie wszystko
Sprawą zaniepokojeni są także nauczyciele i pracownicy kuratorium oświaty. Tych z Krakowa o problemie poinformowali zmartwieni rodzice. - Jesteśmy w trakcie załatwiania tej sprawy - deklaruje Wincenty Janowiak, dyrektor Wydziału Nadzoru Pedagogicznego i Rozwoju Edukacji w Małopolskim Kuratorium Oświaty. - Spotkaliśmy się z dyrektorami trzech krakowskich szkół, w których w 2012 r. mają się odbyć konwenty. Przedstawiliśmy zagrożenia, jakie wiążą się z organizowaniem tego typu imprez w szkolnych murach. To może uśpić czujność opiekunów. Gdy dzieci mówią: "Mamo, tato, idę na spotkanie do szkoły", rodzice obdarzają daną inicjatywę jakimś zaufaniem. Podchodzimy do całej sprawy z wielką troską, bo przecież celem szkoły jest nie tylko edukować, ale i wychowywać. Nie może ona budzić cienia wątpliwości, jej działania nie mogą być sprzeczne z podstawowymi celami zawartymi w preambule do ustawy o oświacie.
Zgoda na organizację mangowego konwentu, który jest imprezą komercyjną, zasila budżet placówki. Dyrektor Janowiak podkreśla jednak, że sposób, w jaki szkoły zarabiają pieniądze, nie jest bez znaczenia. Tak jak w szkolnych murach nie powinny odbywać się zabawy sylwestrowe i wesela, bo nie wolno na jej terenie spożywać alkoholu, tak nie należy wyrażać zgody na wszystkie imprezy okołokulturalne. - Niektóre różnice pomiędzy kulturą polską a japońską są tak istotne, że nie powinniśmy ich powielać - mówi.
Do 25 stycznia do Małopolskiego Kuratorium Oświaty wpłynęło kilkanaście zażaleń rodziców. Są one przedmiotem zainteresowania wizytatorów zespołu ds. skarg. - Mamy już pewne rozeznanie, ale oficjalnie wypowiemy się pewnie za tydzień lub dwa, gdy poznamy wszystkie okoliczności. Rozważaliśmy z panem kuratorem różne możliwe działania, ale chcemy podjąć je tak, by nie spopularyzować tego zjawiska. Czasem chcąc ukrócić niedobre rzeczy, można im zrobić darmową reklamę. Na pewno doprowadzimy tę sprawę do końca.
"Mangi nie będzie"
Pierwsze efekty działań władz oświatowych już są. W kwietniu ubiegłego roku w Zespole Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 3 w Krakowie odbył się mangowy konwent Magnificon IX. Kolejną, "jubileuszową edycję największego mangowego konwentu w Polsce", zaplanowano na kwietniowy weekend w tym roku. Choć ogłoszenie o nim cały czas "wisi" w internecie, dyrekcja odwołała imprezę. - W tym roku mangi nie będzie - stwierdza dyrektor Jerzy Kubieniec. - Co prawda w zeszłym roku byłem na konwencie w obydwa dni i nie zauważyłem niczego niepokojącego, jednak z drugiej strony trudno wiedzieć o wszystkim, co odbywa się w 30 salach jednocześnie. Nie mogę potwierdzić, że w mojej szkole działy się jakieś złe rzeczy, a rodzice moich uczniów nie protestowali, jednak oglądałem w internecie filmiki z tego typu spotkań i budzą one moje zastrzeżenia natury wychowawczej - wyjaśnia powody swojej decyzji.
Sushi i konkurs "dla zboczonych"
Okazją do spotkania miłośników kultury japońskiej są natomiast zbliżające się walentynki. Organizatorzy zapraszają na "trzecią edycję najromantyczniejszego konwentu pod słońcem". Love 3 odbywa się od 11 do 12 lutego w jednym z wrocławskich zespołów szkół ku zdziwieniu pani wicedyrektor, która w rozmowie ze mną 26 stycznia przyznała, że nie słyszała, by w najbliższym czasie w jej szkole miała być organizowana impreza kulturalna dla tysiąca uczestników. - Wszystko jest ustalone z dyrektorem szkoły i kierownikiem administracyjno-gospodarczym - przekonuje tymczasem Aleksandra Skowrońska, jeden z organizatorów konwentu. - Będą pokazy sztuk walki, ubierania kimono i przygotowywania sushi. Główna atrakcja to cosplay - konkurs form artystycznych połączony ze sztuką krawiectwa. Uczestnicy przebierają się za ulubione postaci z mang, anime, filmów oraz gier komputerowych. Cosplay na naszych konwentach we Wrocławiu oraz Krakowie to jedyne w Polsce tego typu konkursy, których zwycięzcy pojadą na finał do Londynu reprezentować nasz kraj. Zwyciężczyni pierwszej edycji Love zajęła drugie miejsce na scenie europejskiej. To jednoznacznie pokazuje, jak wysoki jest poziom tego konkursu.
Co jeszcze przygotowano dla fanów? M.in. panele o nauce języka japońskiego, historii Kraju Kwitnącej Wiśni, edukacji i pracy, ale też "konwentowy ślub chwilówkę", gdzie zakochani mogą wyznać sobie uczucia i konkurs "Randka w ciemno". Zaplanowano też "Słodki-Kwaśny Ecchi Konkurs" (ecchi to gatunek mangi i anime cechujący się podtekstami seksualnymi i częstym prezentowaniem kobiet w bieliźnie, wydawnictwa tego gatunku nie mają ograniczeń wiekowych zarówno w Japonii, jak i w Polsce): "Jesteś zboczony? Jesteś głodny? Lubisz słodkości? Lubisz niespodzianki? Nie wstydzisz się ecchi wyzwań? Jeżeli spełniasz powyższe warunki to przyjdź i niech ci ślinka poleci. Konkurs dla indywidualistów i dla par!"
Potencjalnie oburzonych uspokaja Aleksandra Skowrońska: - To tylko zabawa.
Nie ma tam treści nieprzyzwoitych, jakkolwiek kto je rozumie - przekonuje. - Na konwencie nie mamy atrakcji przeznaczonych tylko dla osób pełnoletnich. Często na nasze festiwale razem z dziećmi przyjeżdżają rodzice. Nigdy nie słyszeliśmy od nich słów skargi, a jedynie słowa uznania.
Duma "ultrakatola"
Organizatorzy zaprosili na konwent także czytelników "Przewodnika Katolickiego" i zaproponowali naszemu pismu, ku rozbawieniu redaktora naczelnego, współpracę w ramach patronatu medialnego... Jednak patronatu nad panelami takimi jak "Rogi, zodiak i zboczone wiadra" czy "o niezwykle popularnej ostatnio serii opowiadającej o perypetiach pewnego szatańskiego pomiotu, który uczy się, jak zabijać swoich" nie będzie. Chyba trochę odetchnęłam z ulgą, bo co by było, gdyby ksiądz redaktor kazał mi zrobić reportaż z takiego wydarzenia? Chętnie bym zobaczyła lekcję nauki języka japońskiego i ubierania kimono, ale na lesbijskie pokazy nie mam ochoty. To, co zobaczyłam w internecie, w zupełności mi wystarczy. Jestem "ultrakatolem".
KOMENTARZ
Nie chcę organizować nagonki na nauczycieli i dyrektorów, bo już i tak nie mają łatwo, gdy uczniowie mogą im włożyć na głowę kosz na śmieci. Jednak w szkołach - jak na naszych drogach - obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Cieszy mnie postawa dyrektora z Krakowa, który w tym roku odwołał konwent. Jeden z zaplanowanych w placówce wychowawczej paneli miał nosić tytuł "Zostań hentaiem roku" (hentai - jap. zboczeniec). Natomiast martwi i zastanawia mnie podejście tych, którzy świadomie wzruszają ramionami - "moja młodzież nie chodzi na te zjazdy, tylko przyjeżdżają dzieciaki z Polski, więc mnie to nie obchodzi".
Nie chcę też rozpętać wojny polsko-japońskiej z organizatorami konwentów, bo pewnie wiele przygotowywanych przez nich zajęć ma walory edukacyjne. Choć konkursy w stylu "przebierz się za gnijącą gejszę" (podobno został odwołany), w którym jednym z zadań miało być wstawanie z grobu z pełną gracją, godzą w moje poczucie dobrego smaku, jestem w stanie zrozumieć, że komuś mogą się wydać całkiem zabawne.
Najwięcej emocji i oburzenia wzbudzają wątki seksualne. Organizatorzy twierdzą, że na niektóre atrakcje wstęp mają tylko osoby pełnoletnie. Tylko czy takie ustawienie sprawy załatwia problem? Odgrywanie scenki (film dostępny w internecie), w której trzech chłopców (można mieć wątpliwości, czy ukończyli magiczne 18...) udaje brutalny akt homoseksualny jest przecież szkodliwe nawet dla 30-latka.
Chciałabym wierzyć, że na konwentach "nie dzieje się nic, co byłoby sprzeczne z wiarą katolicką" - tak twierdzi jeden z fanów. Jednak skoro w planie nie ma nic, o co "ultrakatole" mogliby mieć pretensje, to po co organizatorzy piszą w regulaminie, że "nie odpowiadają za szkody moralne i zdrowotne uczestników imprezy" oraz "nie biorą również odpowiedzialności w przypadku zajścia w ciążę na konwencie"?
Magdalena Guziak-Nowak