13-latka zmarła w szpitalu. "Błędnie ją zdiagnozowano"
Trwa postępowanie w sprawie śmierci 13-letniej Kariny z Ćmielowa. Rodzice nastolatki obwiniają lekarzy, ci zarzuty odpierają. Dwóch medyków złożyło jednak rezygnację z pracy. Sprawie przygląda się prokuratura oraz Rzecznik Praw Pacjenta. - Być może 13-latkę udałoby się jeszcze uratować - podkreśla w rozmowie z TVP Info Krystyna Kozłowska.
Przypomnijmy, że dziewczyna trafiła do szpitala w Ostrowcu Świętokrzyskim 6 stycznia. Mimo, że wymiotowała i miała bardzo silne bóle głowy, początkowo została odesłana do domu. Ostatecznie pacjentce zrobiono podstawowe badania oraz tomografię komputerową i USG. Wyniki nie dały odpowiedzi, co jej dolega.
Stan nastolatki cały czas się pogarszał. 9 stycznia została skierowana na oddział psychiatryczny dla dzieci Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii w Morawicy.
- Dziewczynka została przyjęta na oddział anestezjologii i intensywnej terapii medycznej w stanie bardzo ciężkim, z burzliwymi objawami neurologicznymi. Po szybkiej diagnozie podejrzewana była rzadka choroba metaboliczna. Po uzgodnieniu telefonicznym celem ostatecznej diagnozy i specjalistycznego leczenia wysłano dziewczynkę do kliniki w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie - mówi Zdzisław Domagała, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Kielcach.
Nastolatka po kilkudziesięciu godzinach zmarła.
Rodzicie obwiniają lekarzy z Ostrowca. Dyrekcja placówki jednak zarzuty odpiera i twierdzi, że zrobiono wszystko, by pomóc pacjentce. Jak ustaliła TVP Info, wiadomo już jednak, że nie zlecili kolejnego badania, które mogłoby wykazać, że 13-latka ma podwyższony poziom stężenia amoniaku we krwi.
Prokuratorskie śledztwo cały czas trwa. Sprawą zainteresował się też Rzecznik Praw Pacjenta. Według Krystyny Kozłowskiej, błędnie oceniono stan zdrowia pacjentki. "Dziecko trafiło do szpitala psychiatrycznego na podstawie złej diagnozy. Została unieruchomiona, co będę sprawdzać, bo przymus bezpośredni jest odpowiednio regulowany przepisami. Nie powinien trwać dłużej niż cztery godziny, a pacjent powinien być sprawdzany co 15 minut - podkreśliła na antenie TVP Info Kozłowska.
- Jak to się stało, że rano znaleziono ją nieprzytomną? Tam powinien być stały nadzór - dodała.