Mafiosi demoludów
W państwach bloku wschodniego 20 lat temu narodziła się przestępczość zorganizowana, zwana mafią. To jedyny tegoroczny jubileusz, którego obchody odbędą się w ciszy.
Narodziny polskiej mafii początkowo zlekceważono. Dopiero kiedy zaczęła doskwierać, wybuchły strzelaniny, polała się krew, policja i dziennikarze przystąpili do diagnozowania nowego zjawiska. Dostrzegli cechy typowego mafioso: gruby kark, złoty łańcuch na szyi i wygolona glaca. Wymachiwał kluczykami do czarnej Beemki albo Mercedesa, ubrany był w dres, adidasy, a za pazuchą ukrywał broń.
Nie dostrzeżono wówczas drugiej mafijnej postaci, tej ukrytej w cieniu. Ubranej w garnitur od najlepszego krawca, z elegancką teczką, otoczonej zapachem drogiej wody kolońskiej. Tak nosili się byli funkcjonariusze służb specjalnych po upadku ustroju, który ochraniali. Ci w dresach i ci w garniturach to były dwa palce jednej dłoni - potrzebne sobie nawzajem. Mięśniak w dresie dawał poczucie siły, a elegant miał niebywałą smykałkę do interesów.
Podobnie rzecz przebiegała w innych krajach, w których wicher historii zdmuchnął komunizm. Tworzyły się grupy przestępcze działające najpierw kameralnie, na małą skalę, ale szybko nabierające rozmachu. I zawsze obok brutalnych gangsterów, typowych wykonawców czarnej roboty, pojawiali się ci w garniturach. To właśnie oni pierwsi spostrzegli, ile możliwości niosą ze sobą przemiany.
Polityka