Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

"Antysemicka czystka zdobyła sympatię części Polaków"

Rozmiar antysemickiej czystki w latach 1967 - 68 jest jeszcze nie zbadany - mówi dr Piotr Osęka z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Jego zdaniem, czystka ta zdobyła sympatię części polskiego społeczeństwa dla PZPR, która zaczęła być postrzegana jako polska, narodowa, działająca w interesie Polaków.

Wojciech Kamiński: Jak wyglądała sytuacja ludności pochodzenia żydowskiego powracającej do Polski po II wojnie światowej?

Dr Piotr Osęka: - Z liczącej ok. 3 mln osób społeczności żydowskiej Holocaust przeżyło ponad 100 tys. ludzi. Większość z nich przetrwała wojnę w Związku Radzieckim, dokąd trafiła uciekając przed hitlerowcami. Część wyszła z ziemianek, piwnic, zza szaf, w których ukrywała się na ziemiach polskich przez okres okupacji. Kiedy po 1944 r. ludzie ci zaczęli wracać do swoich domów, sklepów warsztatów, to okazało się, że te, które przetrwały pożogę wojenną, były najczęściej już zajęte przez Polaków. Powracający Żydzi byli dla nich problemem. Miało to swój wymiar psychologiczny i socjologiczny. Nowi mieszkańcy, czy "właściciele", nie tylko, że nie cieszą się z powrotu ocalałych, ale odczuwają rozgoryczenie, mają poczucie niesprawiedliwości, którą zsyła im los. Może pytają sami siebie: "Dlaczego akurat mnie spotkało to nieszczęście, że "moi Żydzi" przeżyli, gdy wszystkich innych nie? Dlaczego przydarzyło się to akurat mnie, a nie mojemu sąsiadowi? Biednemu zawsze wiatr w oczy wieje". Myślę, że taką sytuację celnie opisał Jan Tomasz Gross w książce "Strach".

Ale na myśleniu się nie kończyło, często szły za tym czyny.

- Stąd pojawia się problem przemocy wobec Żydów lub Polaków pochodzenia żydowskiego. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że słowo "Żyd" jest tylko skrótem myślowym stosowanym wobec tej grupy ludzi. Ich prawdziwej tożsamości narodowej możemy się jedynie domyślać. Oni byli Żydami w myśl ustaw norymberskich, byli Żydami, bo zostali jako Żydzi skazami na śmierć przez nazistowską machinę zagłady. W wielu wypadkach zostali w tę "żydowskość" wepchnięci, bo przed wojną byli Polakami pochodzenia żydowskiego. Zmuszeni do ucieczki przed Zagładą stali się Żydami niejako na powrót.

Ale wróćmy do sprawy przemocy wobec ocalałych z Zagłady.

- Mówiąc o relacjach Polaków do powracających Żydów trzeba pamiętać o bardzo skomplikowanej sytuacji po wojnie. Nie można zapominać o rozprężeniu i chaosie jaki panuje. Społeczeństwo znajduje się w stanie atrofii. Naród polski jest niezwykle pokaleczony przez wojnę, poddawany ciągłej migracji. Normy społeczne, które obowiązywały przed 1939 r. zostały zawieszone, wojna zdemoralizowała społeczeństwo. Panuje powszechny bandytyzm, którego doświadczają wszyscy - Żydzi i etniczni Polacy. Żydzi stają się niejako naturalnymi ofiarami, postrzegani są jako słabi, a zarazem - i tu do głosu dochodzi przedwojenny stereotyp utrwalany przez obóz narodowy - bogaci. Choć prawda jest zupełnie inna, oni po wojnie już nie mają nic.

Do tego dochodzi jeszcze stereotyp żydokomuny.

- Tak, to jest kolejnym elementem tej skomplikowanej układanki. Panuje powszechne przekonanie, że Żydzi skłaniają się ku komunizmowi. To jest oczywiście piramidalnym nieporozumieniem, bo np. religijni Żydzi z samej istoty wiary nie mogli wiązać się z komunizmem. Religia i komunizm wykluczały się nawzajem. Ale stereotyp kazał postrzegać Żydów, jako tych którzy rozpleniają komunistyczną zarazę.

Były jednak zachowania ludności żydowskiej, które umacniały ten stereotyp.

- Głównie dla Żydów ocalałych w Związku Radzieckim Armia Czerwona była prawdziwą wyzwolicielką. To ona ocaliła ich od Zagłady. Polacy w większości postrzegali armię sowiecką jako okupacyjną. Ponadto wielu polskich Żydów miało nadzieję, że nowa władza będzie miała charakter demokratyczny, że będzie budowała państwo bez uprzedzeń i nierówności na tle narodowościowym. Pamiętali, że przed wojną byli dyskryminowani, że mieli znacznie mniejsze szanse na zatrudnienie w administracji państwowej, na karierę w armii czy na studiach. Wspomnienia z lat 30. połączone z doświadczeniami z czasów wojny kazały im lokować swoje nadzieje w Polsce Ludowej. Stąd też ocaleni Żydzi garnęli się chętnie do pracy w różnych instytucjach nowego państwa i byli do niej przyjmowani.

W jaki sposób ówczesne władze starały się zagospodarować politycznie społeczność żydowską?

- Władze nie miały określonej strategii postępowania wobec tej grupy. Warto zwrócić uwagę, że w samej partii trwała dosyć intensywna kampania zmieniania nazwisk, dotyczyło to zwłaszcza osób pełniących wysokie stanowiska w Polskiej Partii Robotniczej, urzędach państwowych, szczególnie Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Nowa władza argumentowała, że bardzo by zaszkodziło jej wzmacnianie stereotypu mówiącego, że komunizm jest efektem żydowskiej konspiracji. Dlatego stara się zamaskować udział Polaków żydowskiego pochodzenia w swoich strukturach.

Jak sami komuniści żydowskiego pochodzenia rozumieli nakaz zmiany nazwisk. Czy miało to charakter koniunkturalny czy było - jak np. przed wojną - wyrazem inkulturacji?

- Żeby odpowiedzieć na tak postawione pytanie trzeba by stworzyć sztuczny wzorzec zachowania, który obejmowałby wszystkie pojedyncze przypadki. Myślę, że generalizując można powiedzieć, iż dla polskich Żydów pełniących funkcje w aparacie - bo o tych ludziach mówimy - zmiana nazwiska była odpowiedzią na żądanie partii. Jeżeli organizacja tego wymagała, to oni mieli się do tego zastosować. Decyzje w sprawie nazwisk wywoływały zdziwienie i szyderstwa, ale nie opór. Zofia Gomułkowa, sama pochodzenia żydowskiego, była złośliwie nazywana Janem Chrzcicielem. To bowiem ona w strukturach warszawskich PPR decydowała o brzmieniu nowych nazwisk działaczy o żydowskich korzeniach.

Czy decyzje o zmianie nazwisk miały charakter pisemny czy były wydawane tylko ustnie?

- Starano się nie zostawić kompromitujących śladów na piśmie. Rzadko formułowano polecenia wprost, chociaż np. Władysław Gomułka napisał do Stalina donos na Bieruta. Oskarżał go, że dopuszcza do nadreprezentacji żydowskich dygnitarzy, a to stwarza złe wrażenie i podkopuje autorytet władzy w społeczeństwie.

Jaką rolę odegrał Stalin w polskiej wewnątrzpartyjnej "polityce narodowościowej"?

- Polityka Stalina wobec Żydów miała także różne oblicza. To on nadzorował tworzenie struktur aparatu bezpieczeństwa obsadzanego w dużej mierze przez polskich Żydów, a zarazem był szalonym antysemitą. Wierzył, że wpierw Żydzi spiskowali przeciw niemu, a następnie przeciw komunizmowi. Pod koniec lat 40. rozpoczęła się walka z kosmopolityzmem, która tak naprawdę była wymierzona w komunistów pochodzenia żydowskiego. Mimo że w Polsce, w okresie stalinowskim nie doszło do szeroko zakrojonej akcji antysemickiej w aparacie władzy, to jednak w 1953 r. nastąpiło załamanie polityki kadrowej i cześć osób pochodzenia żydowskiego została usunięta ze stanowisk, rozpoczęła się czystka w wojsku. Ta ostatnia miała bardzo ograniczony zasięg i oczywiście nikt nigdzie nie przyznawał, że powodem zwolnień oficerów jest ich przynależność narodowa. To były sygnały antyżydowskie. Nie przyjęły jednak takich rozmiarów jak w Czechosłowacji, gdzie szef partii Rudolf Slansky został skazany na karę śmierci pod zarzutem udziału w żydowskim spisku. Co prawda oskarżenie i uzasadnienie wyroku brzmiało inaczej, ale de facto taka była treść zarzutów wobec niego.

Czy istniał konflikt w polskiej partii?

- Konflikt dojrzewał już w pierwszych latach powojennych i dzielił on obóz, który przejmował rządy, na dwie frakcje: narodową i moskiewską. Nową władzę tworzyli głównie komuniści, którzy wojnę spędzili w Rosji. Oni cieszyli się większym zaufaniem Stalina. Był spokojniejszy, że nie są agentami i będą realizować jego polecenia. W tym gronie komuniści pochodzenia żydowskiego stanowili znaczący procent. Ale nie było ich aż tylu w grupie, która przeżyła wojnę w Polsce. Ta dysproporcja etniczna nasiliła konflikt w obrębie nowej władzy.

Jak on wyglądał?

- Komuniści działający podczas okupacji w kraju poczuli się pokrzywdzeni. Z ich punktu widzenia ważniejsi byli ci, którzy spędzili wojnę siedząc spokojnie w Moskwie i nie nastawiali karku w bezpośredniej walce. Do tego "krajowych" bolało, że w grupie moskiewskiej jest tak wielu Żydów. To prowadziło do konfliktów, które miały również charakter antysemicki. Przykładem może być aparat bezpieczeństwa. Duża część funkcjonariuszy niższego szczebla rekrutowała się ze środowisk wiejskich, gdzie zakorzeniony był tradycyjny antysemityzm. A tymczasem około jedna trzecia kierownictwa aparatu bezpieczeństwa składała się z komunistów pochodzenia żydowskiego.

Jednak wątek antysemicki pojawił się z największą mocą pod hasłem walki z syjonizmem.

- W roku 1956 dokonała się zmiana u steru władzy. System, choć trochę złagodniał, to jednak pozostał ten sam. Z aparatu bezpieczeństwa musiało odejść niemal całe kierownictwo. Zostało ono obciążone odpowiedzialnością za "wypaczenia". Zastąpili ich towarzysze wywodzący się głównie z frakcji "okupacyjnej" z tow. Mieczysławem Moczarem na czele. Jego grupa zaczęła - mówiąc językiem przedwojennym - "odżydzanie" aparatu bezpieczeństwa. W latach 60. moczarowcy na cel wzięli ambasadę Izraela w Polsce. Śledzili związki pracowników ambasady z polskimi dygnitarzami, ludźmi kultury, dziennikarzami. Doszli do wniosku, że istnieje jakaś żydowska koteria we władzach i trzeba się z nią rozprawić. Pod koniec lat 60. Moczar - jak sądził - miał już dostatecznie mocny materiał dowodowy na istnienie żydowskiego spisku. Czekał na sposobność, by zaatakować część Komitetu Centralnego.

Jako pretekst posłużyły tzw. wydarzenia marcowe.

- Choć protesty studenckie, które ogarnęły całą Polskę nie były związane ze sprawą żydowską, to jednak - z punktu widzenia Moczara - wybuchły w odpowiednim momencie. W tym czasie trwała wojna między Izraelem, a państwami arabskimi. Miała ona charakter symboliczny. Była próbą sił między NATO z Układem Warszawskim. Izrael walczył sprzętem amerykańskim, a Arabowie sowieckim, ścierały się dwie doktryny wojenne. Syryjczycy i Egipcjanie korzystali z pomocy doradców rosyjskich, a Izraelczycy - amerykańskich. W tej sytuacji Izrael już na dobre został wpisany do obozu antysocjalistycznego. Tym samym sytuacja obywateli pochodzenia żydowskiego w państwach bloku socjalistycznego stała się niedobra. Podejrzewani byli o nielojalność wobec swojego kraju i dwulicowość. Podczas jednego z przemówień Gomułka użył sformułowania, że Żydzi są piątą kolumną. To rozwiązało bezpiece ręce. Stało się początkiem antysemickiej czystki. Rozpoczęła się ona w czerwcu 1967 r. i trwała- w niektórych miejscach - do jesieni 1968 r.

Czym była czystka?

- To było bardzo skomplikowane zjawisko społeczne. Z jednej strony była ona walką ze starymi działaczami, którzy uczestniczyli jeszcze w tworzeniu Komunistycznej Partii Polski i nie koniecznie musieli mieć żydowskie korzenie. Ofiarami czystki we władzach partii padli niejednokrotnie ludzie, którym tylko przypisywano pochodzenie żydowskie lub syjonistyczne sympatie. Nie mówiono wówczas o prożydowskich sympatiach. Zarzut syjonizmu były bardzo nieokreślony, ale wystarczyło, że ktoś powiedział w rozmowie prywatnej, że np. Izrael jest świetnie uzbrojony, to już jego wypowiedź traktowano, jako pochwałę izraelskiego blitzkriegu, co stanowiło pretekst do usunięcia go ze stanowiska.

Równolegle do czystki partyjnej rozpoczął się exodus Polskich Żydów. Był podyktowany strachem i niepewnością o przyszłość. Przyspieszały go represje służby bezpieczeństwa wymierzone w Żydów, którzy choć nie byli związani z partią czy władzą, to tworzyli lokalne elity - byli dyrektorami szpitali, przedsiębiorstw, dziennikarzami, redaktorami gazet. Wobec tych osób zaczęto stosować naciski, wzywano ich na przesłuchania, dzwoniły dziwne telefony, w których padały aluzje typu: "Macie taki piękny kraj, dlaczego tam nie wyjeżdżacie?".

Kto skorzystał na antysyjonistycznej czystce?

- Jak już powiedziałem tzw. kampanię antysyjonistyczną wymyślił i w dużej mierze reżyserował Mieczysław Moczar, ale w największej mierze skorzystali z niej nie oficerowie służby bezpieczeństwa, bo oni mieli już dobre etaty, ale grupa społeczna określana niekiedy jako grupa ZMP. Tworzyli ją czterdziestolatkowie, którzy w 1956 r. byli zbyt młodzi, aby załapać się na dobre stanowiska podczas nowego rozdania władzy. "Zetempowcy" byli sfrustrowani. Mieli poczucie, iż nie mają szans na awans kadrowy. Wiedzieli, że stara gwardia zajęła stanowiska i będzie na nich trwać aż do śmierci. Szukali kogoś, kto jest za to odpowiedzialny, szukali psychologicznego usprawiedliwienie dla tego, że nie zrobili jeszcze kariery. Byli przekonani, iż stanęła im na drodze jakaś klika. W tej sytuacji bardzo chętnie przyjęli argumenty produkowane przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, że odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą Żydzi. To właśnie grupa ZMP była prawdziwą wykonawczynią czystki.

Jak przebiegała czystka?

- W całym kraju odbywały się zebrania, na których ktoś występował w roli oskarżyciela. Bardzo często wyglądało to tak, że spokojny dotąd szary człowiek, który nie zajmował żadnego prominentnego stanowiska, wstawał i zaczynał mówić, że np. dyrektor ma rodzinę w Izraelu, albo że szefowa organizacji partyjnej dostaje listy i paczki z Izraela. To nie była powszechna wiedza, materiały pochodziły z działań operacyjnych służby bezpieczeństwa i były specjalnie przygotowywane na wiece. W 1968 r. nastąpiła prywatyzacja narzędzi przemocy. Oskarżenie, że ktoś sprzyja Izraelowi było bardzo skuteczną bronią. Przy jej pomocy załatwiało się wiele spraw prywatnych. Często chodziło o stare porachunki, można było bezkarnie odegrać się na kimś. Jeżeli druga strona nie wykazała się odpowiednim refleksem, albo brutalnością, to była stracona.

Choć nie starano się wprost stawiać zarzutów, że ktoś jest Żydem, to jednak w stenogramach posiedzeń różnych gremiów partyjnych można znaleźć stwierdzenia, że np. jakaś towarzyszka ma syjonistyczne poglądy, że nie może temu zaprzeczyć, bo zdradza to kształt jej nosa. Znana jest opowieść, jak jeden z działaczy partyjnych został wezwany na przesłuchanie i oskarżony o sprzyjanie syjonizmowi. Broniąc się miał powiedzieć: "Ależ towarzysze, to nieprawda. Mój ojciec podczas wojny był volksdeutschem". "A jeżeli tak - odpowiedział przesłuchujący - to bardzo przepraszamy".

Ale nie każdy miał ojca volksdeutscha. W jaki sposób można było się obronić przed zarzutami o syjonizm?

- Wielu działaczy komunistycznych wysokiego szczebla pośpiesznie jechało do swoich miejsc urodzin, by z kancelarii parafialnych brać odpisy aktów chrztu. W ten sposób można było udowodnić, iż nie jest się Żydem, i że zarzuty syjonistyczne są nieprawdziwe.

Ile lukratywnych stanowisk przejęli "młodzi", po tych którzy zostali usunięci lub opuścili kraj?

- Rozmiar czystki w latach 1967 - 68 jest jeszcze nie zbadany. W skali centralnej było to kilkaset stanowisk. Bliżej 500 niż 200, tylko tak można powiedzieć. Natomiast nie wiadomo ile to było w całym kraju? Myślę, że można mówić o tysiącach stanowisk. Jeżeli założymy, że w każdym małym miasteczku przynajmniej dwie lub trzy osoby straciły stanowiska i przemnożymy to, przez ilość takich ośrodków, to mamy potężna liczbę. Oczywiście nikt tego nie policzył, jest to trudne, gdyż bardzo często usuwano ze stanowisk pod zmyślonymi zarzutami. Nie ma jednolitego klucza, który pomógłby odczytać z partyjnych dokumentów te wszystkie przypadki. Faktem jest jednak masowy ruch kadrowy. Jedni odchodzą i wyjeżdżają z kraju inni zajmują ich miejsca, garną się do partii. Antysemicka czystka była czymś co zdobyło sympatie części polskiego społeczeństwa dla Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Partia zaczęła być postrzegana jako polska, narodowa, działająca w interesie Polaków. Tak wielu wstępujących w szeregi PZPR argumentuje swój akces.

Czyli "Złote żniwa 2"?

- Czasami tak to wyglądało. Np. przychodzili Polacy do swych żydowskich sąsiadów czy znajomych, którzy w wyniku czystki wyjeżdżali za granicę i mówili: "Zostaw ten dywan, i tak go nie zabierzesz z sobą, już ci się nie przyda".

Rozmawiał Wojciech Kamiński (PAP)

INTERIA.PL/PAP

Zobacz także