65. rocznica Marszów Śmierci
65. rocznica wymarszu pierwszej grupy więźniów Auschwitz ewakuowanych do innych obozów minie 17 stycznia. Na krótko przed wkroczeniem Armii Czerwonej Niemcy wyprowadzili z Auschwitz i podobozów około 56 tys. więźniów. Wydarzenie to, ze względu na warunki, w jakich przebiegało oraz liczbę ofiar określane jest mianem Marszów Śmierci.
21 grudnia 1944 roku gauleiter Górnego Śląska Fritz Bracht wydał wytyczne w sprawie ewakuacji cywilów, jeńców, robotników przymusowych i więźniów z tzw. prowincji górnośląskiej. Założono w nich, że w przypadku bezpośredniego zagrożenia przez armię radziecką jeńcy i więźniowie powinni zostać ewakuowani. Akcja wyprowadzenia więźniów Auschwitz otrzymała kryptonim "Karla".
Kolumny więźniów składać się miały wyłącznie ze zdrowych i silnych ludzi, którzy zniosą trudy wielokilometrowego marszu. Jednak w kolumnach wiele osób było chorych. Więźniowie obawiali się, że pozostanie w obozie oznaczać będzie zagładę. Wraz z dorosłymi ewakuowano więźniów małoletnich i dzieci.
Najwcześniej, 17 stycznia, wymaszerowała kolumna więźniów z podobozów Neu Dachs w Jaworznie i Sosnowitz, najpóźniej - 21 stycznia - z podobozu Blechhammer w Blachowni Śląskiej. Trasy wiodły z Oświęcimia przez Pszczynę do Wodzisławia oraz z Oświęcimia przez Tychy, Mikołów do Gliwic. Najdłuższą trasę miało do pokonania 3200 więźniów z podobozu w Jaworznie, którzy przeszli do KL Gross Rosen na Dolnym Śląsku. Liczyła około 250 km.
Więźniowie w pieszych kolumnach konwojowani byli przez uzbrojonych SS-manów. Podczas Marszów Śmierci zginęło co najmniej 9 tys. więźniów KL Auschwitz, a najprawdopodobniej około 15 tys. więźniów.
Świadectwem zbrodni dokonywanych na ewakuowanych więźniach są liczne mogiły. Na Śląsku pozostało ich prawie 60, a w Czechach i na Morawach - około 50. Spoczywają w nich dzieci, kobiety i mężczyźni. W 1965 roku w Pszczynie na Śląsku w trakcie komasacji trzech położonych obok siebie mogił wydobyto szczątki dziewczynki. W pobliżu jej twarzy znajdował się blaszany kubek, który zaciskała w dłoniach. W tej samej pozycji złożono ją do nowego grobu.
Świadkowie, którzy widzieli kolumny, opowiadali po wojnie o koszmarnych scenach. W 1978 roku mieszkanka Jastrzębia Zdroju Maria Śleziona wspominała, jak przed jej domem szła kolumna więźniów. Wśród nich była młoda kobieta w zaawansowanej ciąży, która nie miała już sił iść dalej. SS-man strzelił jej w twarz z pistoletu i drugi raz w brzuch.
W miejscowościach na trasie Marszów Śmierci ludność Górnego Śląska ratowała więźniów. Zbiegłych z kolumny marszowej ukrywano nawet po kilka tygodni, aż do wyzwolenia. Powstańcy śląscy Edward Marcol, Franciszek Parzych i Ludwik Pisarski z Jastrzębia Zdroju ukrywali w swych domach ponad 20 uciekinierów.
Żydówka Helena Berman w styczniu 1946 roku w liście do Parzycha i jego żony Marii napisała: "Mogłabym pisać w nieskończoność o tych chwilach pełnych poświęcenia i trwogi o nas i los moich wybawców, ale muszę streścić się do krótkiego: cześć i błogosławieństwo Boże naszym wybawcom, wielkim polskim sercom, gorącym polskim patriotom". W 1964 roku małżeństwo Parzychów zostało odznaczone medalem "Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata".
Więźniów, którzy przetrwali marsz do Wodzisławia lub Gliwic, wywożono - pomimo przenikliwego chłodu - otwartymi wagonami kolejowymi m.in. przez Czechy i Morawy do obozów Mauthausen i Buchenwald. Wielu spośród tych, którzy przeżyli Marsze Śmierci, zginęło w obozach w głębi Rzeszy.
W kompleksie KL Auschwitz hitlerowcy pozostawili około 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów. 27 stycznia 1945 roku oswobodzili ich żołnierze z 100. Lwowskiej Dywizji Piechoty Armii Czerwonej.
INTERIA.PL/PAP