Humor na Wiejskiej
O tym, że praca posła jest ciężka i żmudna nikogo nie trzeba przekonywać. Posłowie to jednak tylko ludzie i nawet im zdarza się popełniać gafy. Z przepracowania oczywiście.
Ponad połowa posłów obecnej kadencji zasiadła w ławach sejmowych po raz pierwszy. Niektórzy postanowili przycupnąć z boku i najpierw się poprzyglądać, inni od razu odważnie ruszyli na mównicę. Dzięki jednym i drugim w budynku na Wiejskiej na stałe zagościło poczucie humoru.
Nieustanne przebywanie na świeczniku wymaga ciągłej czujności. Każde potknięcie grozi upadkiem i nie ma co liczyć, że pozostanie niezauważone.
Przysypiających w Sejmie dziennikarzy co rusz budzą posłowie obdarzeni krasomówczymi zdolnościami. Mimo że językowe katastrofy posłom zdarzają się bardzo często, to jednak nie można liczyć, że prędko zostaną im zapomniane.
Złotousty Przemysław Edgar Gosiewski zyskał przydomek poseł-filipinka, dzięki niefortunnemu przejęzyczeniu. Podobny lapsus językowy przydarzył się także samemu premierowi podczas jego expose, co skrzętnie odnotowały niektóre media, streszczając wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego do zdania: "Nikt nie przekona nas, że czarne jest czarne, a białe jest białe".
Nie tak dawno poseł Ryszard Kalisz grzmiał z mównicy, że niekorzystny dla PiS wyrok TK jest "groźnom lekcjom".
Mówi się, że papier wszystko przyjmie, ale z powodzeniem można to powiedzenie odnieść do mównicy sejmowej, z której już nieraz padły karkołomne konstrukcje gramatyczne przyprawiające językoznawców o zawał serca.
Co jakiś czas reaktywuje się także poseł Tadeusz Cymański. A to wpisując swoją żonę do sejmowego rejestru korzyści materialnych, a to zdradzając tajemnicę oczarowanych Radiem Maryja posłów PiS, którzy tylko w tej stacji - w przeciwieństwie do programów Durczoka czy Olejnik - nie są ograniczeni czasowo.
Sami parlamentarzyści wykazują się też poczuciem humoru. Poseł Piotr Gadzinowski tylko zaczął swoje wystąpienie od słów: "W Hongkongu...", a już na sali zapanowała wesołość. Poseł kontynuował wypowiedź, ale mówił już wolniej, bo jak utrzymywał, prawa strona sali sejmowej zupełnie "nie łapała", co chciał przekazać. Piskom i śmiechom nie było końca...
Na szczęście w obserwacji polskiego życia politycznego w sukurs dziennikarzom przychodzą internauci, którzy skrupulatnie notują, zbierają, przechowują i udostępniają w internecie poselskie wpadki. Dzięki ich ciężkiej pracy w wolnych chwilach możemy powspominać, jak to było, kiedy na konwencie PiS hymn śpiewał Jarosław Kaczyński , były już premier Kazimierz Marcinkiewicz popisywał się zdolnościami tanecznymi podczas wygibasów do autorskiego przeboju "Yes, yes, yes", a posłanka Beger w hiphopowych rytmach mówiła o Kofanie Annanie.
Czasami można odnieść wrażenie, że posłowie dwoją się i troją, aby dostarczyć zwykłym obywatelom rozrywki.