Ciernista droga i nielekki los polityczny Stefana Niesiołowskiego
Stefan Niesiołowski znany jest z zamiłowania do przymiotników, szczególnie tych nacechowanych negatywnie, jak "ohydny" czy "obrzydliwy". Starzy górale pamiętają jednak, jak przymiotników tych używał z nieco innych pozycji, niż obecnie.
Obserwatorzy sceny politycznej zdziwili się nieco, gdy w 2005 roku zobaczyli Niesiołowskiego na senackich listach Platformy Obywatelskiej. Trudno się dziwić, że się dziwili, bo jeszcze w 2001 roku mówił o PO, że jest to ugrupowanie "dające popisy hipokryzji i cynizmu".
Stefan Niesiołowski teoretycznie mógł znaleźć się w PiS. Zaczynał przecież od ZChN. Działał przecież we wchłoniętym przez tę partię Przymierzu Prawicy (był tam m. in. Mariusz Kamiński).
Ale w 2005 roku sprawa nie była jeszcze aż tak dziwna. Wtedy PO uznawana była na scenie politycznej za partię prawicową, a więc - tradycjonalistyczną, antykomunistyczną i przyjazną Kościołowi. Planowano POPiS.
Obecnie, gdy scena polityczna zawłaszczona jest przez dwie prawicowe partie i śmiertelnych wrogów trzeba szukać między niedawnymi swemi, PO zaczęło pełnić tę samą funkcję, którą dawniej pełniło SLD: sprzedawczyków polskiej sprawy, zdrajców, forpoczty ateistycznego zepsucia, pachołków Rosji, wrogów polskiego katolicyzmu, popleczników gejowskiej plagi itd.
Kto wie, czy zaskoczony takim obrotem sprawy nie był sam Stefan Niesiołowski. Sam bowiem przez długi czas był postrzegany jako "boży szaleniec", zacietrzewiony obrońca krzyża, katolickich i narodowych wartości.
Język Niesiołowskiego zresztą wszedł do popkultury. Bogusław Polch zaopatrzył w jego rysy nieprzyjemnego, plującego jadem i nienawiścią czarodzieja Stregobora w komiksie opartym na opowiadaniu Andrzeja Sapkowskiego "Mniejsze Zło". Chyba, że to uderzające podobieństwo jest przypadkowe.
Wybrany w 1993 roku rząd SLD porównywał do nazistów. Liberałami brzydził się ostentacyjnie przez całe lata 90-te i początek dwutysięcznych. Michnika nazywał fanatykiem. Głośno protestował przeciwko "spychaniu Kościoła do getta". Kiedyś to on wyzywał od "antypolaków".
Ale cóż począć: trzeba było się przystosować do nowych warunków. Zacisnąć zęby i stać się otwartym Europejczykiem. Cudownie patrzyło się na Stefana Niesiołowskiego, gdy - ledwie mogąc przełknąć własne słowa - opowiadał o swojej tolerancji wobec gejów.
Niesiołowski został jastrzębiem PO raczej nie ze względu na przekonania - bo te ma nadal konserwatywne i narodowokatolickie - tylko ze względu na niewyparzony język.
I właściwie piękny w swoim tragizmie był moment, gdy "obrońców krzyża" wysyłał do kliniki psychiatrycznej. Bo kto wie, czy w innym rozdaniu sam by tam nie stał, nie śpiewał piosenek a nabijających się z nich warszawiaków nie nazywał "ohydnymi" i "obrzydliwymi".