Z wyścigu wyborczego wypadnie najprawdopodobniej dotychczasowy koalicjant ugrupowania premiera Wiktora Janukowycza, Socjalistyczna Partia Ukrainy - wskazują opublikowane we wtorek rano wyniki wyborów. Według najnowszych obliczeń Centralnej Komisji Wyborczej na Partię Regionów zagłosowało 34,17 proc. wyborców. Opozycyjny i prozachodni Blok Julii Tymoszenko poparło 30,8 proc., a za proprezydenckim, blokiem Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona (NU-LS) opowiedziało się 14,29 proc. uprawnionych do głosowania. Do Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy z pewnością trafi także Komunistyczna Partia Ukrainy (5,37 proc.) i Blok (byłego przewodniczącego parlamentu) Wołodymyra Łytwyna (3,98 proc.). W oczekiwaniu na oficjalne wyniki wyborów ukraińscy politycy milczą w sprawie przyszłej koalicji, która będzie rządzić krajem. W noc powyborczą Julia Tymoszenko, która liczy na powrót na stanowisko premiera, ogłosiła, że już w poniedziałek przystąpi do formowania prozachodniego rządu z firmowanym przez prezydenta Wiktora Juszczenkę blokiem NU-LS. Tak się jednak nie stało. W poniedziałek uaktywnił się za to premier Janukowycz. Oświadczył, że zgodnie ze światową tradycją polityczną, misja tworzenia rządu powinna być powierzona zwycięzcy wyborów, czyli jego partii. Po raz kolejny zaapelował także o powołanie tzw. szerokiej koalicji, w której chętnie widziałby blok prezydencki i dotychczasowych sojuszników z partii komunistycznej. Ostateczne wyniki niedzielnych wyborów powinny być ogłoszone już we wtorek. Koalicję utworzą ugrupowania, które wspólnie uzyskają ponad połowę mandatów w 450-osobowej izbie. Wiele do powiedzenia będzie miał w tej sytuacji blok Łytwyna, który dotychczas również zachowuje milczenie. Po powstaniu koalicji stanie się jasne, jaką drogę wybierze Ukraina. Czy postawi na zmiany zbliżające ją do Zachodu, czy też, jak tego chce Janukowycz, ograniczy się wyłącznie do roli "stabilnego pomostu między Rosją a Europą".