W czasie lotu bombowce strategiczne Tu-95 pozostawały w międzynarodowej przestrzeni powietrznej, między szkockim Aberdeen a norweskim Stavanger - centrami przemysłu naftowego w rejonie Morza Północnego. - Już dawno rosyjskie bombowce nie były tak daleko na południe. Powiedziałbym, że to dość niezwykłe - zauważył rzecznik sił zbrojnych Norwegii John Inge Oegland. To kolejny incydent z rosyjskimi Tu-95 w ciągu ostatnich kilku dni. Brytyjskie Ministerstwo Obrony o podobnym zdarzeniu informowało w środę. - Piloci lecieli na trasach wykorzystywanych do lotów międzynarodowych. Ściśle przestrzegaliśmy umów międzynarodowych dotyczących korzystania z przestrzeni powietrznej - powiedział rzecznik rosyjskich sił powietrznych pułkownik Jurij Pomiełow. Dodał, że dwa samoloty Tu-95MS wyleciały w nocy ze środy na czwartek z bazy lotniczej na północy Rosji i po 13-godzinnym rejsie do niej wróciły. Jeszcze dwie inne maszyny Tu-160 w piątek rano wykonały lot w kierunku Morza Grenlandzkiego i z powrotem. Incydenty wywołują skojarzenia z podobnymi zdarzeniami z czasów zimnej wojny. Zbiegają się w czasie z wydaleniem z Wielkiej Brytanii czterech rosyjskich dyplomatów w związku z odmową Moskwy ekstradycji głównego podejrzanego w sprawie zabójstwa w Londynie byłego rosyjskiego agenta Aleksandra Litwinienki. Dowódca rosyjskiego lotnictwa wojskowego generał Andriej Zelin zapewniał w tym tygodniu, że takie loty stanowią część typowych lotów treningowych. Bombowiec Tu-95, określany przez NATO kryptonimem "Bear", to rosyjski odpowiednik amerykańskiego bombowca dalekiego zasięgu B- 52 i jeden z symboli zimnej wojny. Początkowo samolot zaprojektowano do zrzucania ładunków nuklearnych, jednak później przystosowano go do innych zadań, w tym do obserwacji i patrolowania morza.