- Widzę pewną analogię między obecną sytuacją w Libii, a tym, co na początku lat 90. działo się w Kosowie, kiedy państwa NATO zdecydowały się na rozpoczęcie tam działań - również od nalotów i uderzeń z powietrza w cele strategiczne. Interwencji lądowej tam nie było - do momentu aż doprowadzono do negocjacji i podpisania porozumienia - potem do Kosowa weszły siły pokojowe. Myślę, że tu może być podobnie - dodaje. - Pierwszym etapem operacji wymuszania pokoju na obecnych władzach Libii jest wymuszenie zamknięcia strefy lotów. Jeśli ta forma presji na państwo nie wystarczy, mogą nastąpić kolejne. To normalne, standardowe działania w takich sytuacjach - tłumaczy. - I także standardowym działaniem strony przeciwnej jest wówczas bronienie się przed atakami z powietrza w sposób już znany - "żywe tarcze". Słyszymy o tym także obecnie w Libii. Tutaj znów sytuacja jest analogiczna do tej z Bałkanów z lat 90., gdy "żywymi tarczami" byli nawet polscy oficerowie ze stacjonującej tam misji UNPROFOR - mówi Marszałek. - Zdarza się, że strona broniąca się umieszcza instalacje przeciwlotnicze i przeciwrakietowe (których zniszczenie mają za zadanie siły koalicji - red.) w bezpośrednim pobliżu miejsc, jakie powinny pozostać nietykalne - np. szpitale. Wówczas niewielki nawet błąd pilota może wywołać ofiary wśród ludności cywilnej. Reżim to wtedy eksponuje i nagłaśnia - dodaje. Zwraca uwagę na to, że "w Libii - a także w wielu innych regionach objętych konfliktem - z uwagi na brak umundurowania nie sposób odróżnić uczestników walk od cywili. To dodatkowo utrudnia sytuację prowadzących ataki z powietrza". Jego zdaniem "nie ma niestety sytuacji idealnej, dlatego państwa koalicji stosują takie rozwiązania, jakie już wcześniej stosowano i jakie najlepiej się sprawdziły. Jak się wydaje, wariant przyjęty obecnie przez siły koalicji - wymuszenie strefy zakazu lotów - jest optymalny. Ale nie przesądzono, że nie będzie dalszych kroków". - Inna - i równie ważna - sprawa, to aspekt polityczny. Nawet najlepiej przeprowadzona operacja militarna, choćby i z zerowymi stratami w ludziach, nie przyda się na nic, jeśli cel polityczny nie będzie wyznaczony i osiągnięty - mówi. - Cel militarny to doprowadzenie do sytuacji, w której reżim Muamara Kadafiego zaprzestanie prześladowania ludności cywilnej. Dalsze kwestie - tzn. czy ma on pozostać przy władzy, czy też rządy mają trafić w inne ręce - to już domena polityków. Dziś nie wiemy nawet, czy jest komu przekazać władzę w Libii. Mam nadzieję, że społeczność międzynarodowa znajdzie jakieś rozsądne rozwiązanie tej trudnej kwestii" - podsumowuje.