Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

"Jeszcze nie wierzę, że przeżyłam"

24-letnia Ewa Prunesti wyszła cało z wypadku polskiego autokaru z pielgrzymami w Vizille. Nadal nie może uwierzyć w swoje szczęście. - Gdy się ocknęłam, leżałam przed autobusem. Widziałam piękne, błękitne niebo. Obok mnie była koleżanka, Karolina. Krzyczała - opowiada "Faktowi".

/Agencja SE/East News

Ewa mieszka w bloku w Stargardzie Szczecińskim razem z rodzicami i rodzeństwem. Jest najmłodszą, trzecią córką państwa Prunesti. Ma dwie pasje: gotowanie i zwierzęta. Studiuje zootechnikę.

Na pielgrzymkę, która o mały włos mogła stać się jej ostatnią podróżą w życiu, pojechała w dwóch intencjach. Chciała pomodlić się o zdrowie dla swojego taty, od 12 lat chorującego na stwardnienie rozsiane, i poprosić Boga o szczęście dla całej rodziny.

We Francji podczas pielgrzymowania odwiedziła wiele pięknych sanktuariów. Przepełniona wiarą myślała już o powrocie do domu. I właśnie wtedy wydarzył się koszmar, którego nie zapomni do końca życia.

Gdy autobus zjeżdżał z góry, Ewa słuchała muzyki. Nagle poczuła wstrząs. Na chwilę straciła orientację. Nie wiedziała, co się dzieje. - Gdy się ocknęłam, leżałam przed autobusem. Widziałam piękne, błękitne niebo. Obok mnie była koleżanka, Karolina. Krzyczała, że ma złamaną nogę. Nie miała siły odczołgać się od autobusu. A z niego coraz mocniej się dymiło - opowiada "Faktowi".

Bez wahania złapała z całej siły Karolinę i odciągnęła ją najdalej jak mogła od płonącego autokaru. Wokół było pełno rannych, jęczących z bólu ludzi. Błagali o pomoc, byli bezradni. Pamięta, że pierwsi na ratunek rannym pielgrzymom pośpieszyli motocykliści. Przenosili ludzi z daleka od palącego się autobusu.

- Do końca życia będę pamiętała dobroć, jaką obdarzyli mnie ludzie we Francji. Staruszkę, która do mnie podeszła, gdy leżałam, czekając na lekarza i przykryła swoją podomką, bym nie zmarzła. I tych wszystkich, którzy przychodzili do nas do pokojów w szpitalu, tylko po to, by przy nas posiedzieć i po prostu z nami być - mówi "Faktowi".

INTERIA.PL/PAP

Zobacz także