Łukaszenka - ojciec narodu. Serio Łukaszenko jest przykładem ogromnego sukcesu budowy państwowości, określanego w literaturze przedmiotu jako "state building". Pomimo, iż warunki bazowe były niezwykle trudne, udało mi się stać nie tylko twórcą białoruskiego państwa, ale bez przesady i ironii prawdziwym ojcem narodu. Po rozpadzie ZSRR, Białoruś była krajem etnicznie, kulturowo i językowo niemal nie do odróżnienia od Rosji, a poziom samoidentyfikacji jej ludności stał na bardzo niskim poziomie. Większość mieszkańców republiki, można było zaklasyfikować, zgodnie z kategorią przedwojennych polskich spisów powszechnych, jako "tutejszych". Zgodnie z badaniami opinii publicznej, większość obywateli nie postrzegała niepodległości jako historycznego osiągnięcia i z sympatią, czy wręcz nadzieją patrzyła na możliwość połączenia z Rosją. Naród ulepiony jak z plasteliny Łukaszenko zmienił ten stan rzeczy. Konsekwentnie prowadzona polityka historyczna i budowy tożsamości doprowadziła do zmiany proporcji. Dziś, większość Białorusinów deklaruje nie tylko przywiązanie, ale gotowość obrony suwerenności. Paradoksalnie, nawet dzieci miejscowej nomenklatury, studiujące na prestiżowych uczelniach w Moskwie, mówią po białorusku. Ze słabości, którą była rozmyta tożsamość, prezydent uczynił atut, lepiąc naród, jak z plasteliny. Kto jest Białorusinem? Każdy, kto się urodził na jej terenie. Nieważne, kiedy W skrócie, polityka Łukaszenki polega na uznaniu za Białorusina każdego, kto urodził się na terenie dzisiejszej republiki. W rezultacie, pomniki książąt Radziwiłłów stoją obok statui sowieckich sołdatów w hełmach z czerwoną gwiazdą (jak w Brześciu), a skrzyżowanie ulic Dzierżyńskiego i Kościuszki nie budzi niczyjego zdziwienia. "Przypadkowo odzyskana niepodległość" i rosyjskie pieniądze Przez niemal dwadzieścia lat, z odłamka imperium, które niejako "przypadkowo" uzyskało niepodległość, zbudował porządne państwo, zintegrowane społeczeństwo, a przede wszystkim własną pozycję niekwestionowanego lidera. Za wszystko to, zapłacił z hojnie wydzielanych mu przez Kreml rosyjskich pieniędzy. Jakim cudem Białoruś spłaca kredyty? To proste. Nie spłaca Białoruś nie spłaciła niemal żadnego z zaciągniętych od Rosji kredytów. Wszystkie były umarzane, konwertowane albo restrukturyzowane. Pod tymi określeniami, kryje się machnięcie ręką władców Kremla na wydzielone Białorusi miliardy. Łukaszenko wielokrotnie wykazał wobec Rosji niewiarygodne wręcz wiarołomstwo. Przy każdej okazji, obiecywał kolejnym rosyjskim prezydentom zacieśnienie więzów, strategiczne partnerstwo i bezwarunkowe poparcie. Tym niemniej, gdy tylko polityka Moskwy wchodziła w sprzeczność z racją stanu Białorusi lub z jego własnym interesem, bez mrugnięcia okiem narażał Rosję na materialne i wizerunkowe straty. Łukaszenka rozlicza się z Rosją jak kołchoźnik z komisją Łukaszenko prowadzi wobec Rosji politykę zagraniczną, tak, jak za komuny dyrektor kołchozu prowadził rozliczenia z ministerstwem rolnictwa i komisją planowania. Jak kombinuje Białoruś? Dla przykładu, przez wiele lat, Rosja pompowała na Białoruś ropę po wewnętrznych cenach, w rozmiarze niemal trzykrotnie przewyższającym potrzeby kraju. Pozwalało to "kartoflanej republice" nie tylko utrzymać ceny wewnętrzne na niskim poziomie, ale także zarabiać krocie na eksporcie ropy i jej przetworów. Analiza dochodów białoruskiego budżetu jasno pokazuje, iż bez ceł i podatków uiszczanych przez rafinerie w Mozyrzu i Nowopołocku, rozsypał by się łukaszenkowski "cud gospodarczy" a za nim i władza Wielkiego Kołchoźnika. W rezultacie matactw Białorusi, ceny benzyny w samej Rosji zaczęły rosnąć. Kiedy rozsierdzony Putin przykazał wpisać do umowy o Związku Celnym zapis o konieczności dostaw białoruskiego paliwa z powrotem do Rosji, chytry Baćka przykazał swoim celnikom księgować na granicy eksportowaną do UE benzynę jako "rozpuszczalniki i inne ropopochodne". Przykłady tak swoiście pojmowanego "pragmatyzmu" Łukaszenki w stosunkach z Wielkim Bratem można mnożyć. Dlaczego Rosja toleruje Łukaszenkę, który "roluje" ją jak chce? I tym niemniej, pomimo wieloletniego życia na rosyjskim kredycie, Łukaszenko wydaje się niezatapialny i żadna impertynencja nie jest w stanie popsuć jego stosunków z Kremlem, co każe zadumać się nad sekretem jego sukcesu. Otóż, wydaje się, że pozbawiony ekonomicznych, strategicznych i politycznych argumentów prezydent Białorusi umiejętnie eksploatuje kompleksy rosyjskich przywódców. Bufor Baćki Po pierwsze, Białoruś stanowi dla Rosji strefę buforową i stwarza jej tzw. "strategiczną głębię". Rosyjscy przywódcy, zwłaszcza wywodzący się ze struktur siłowych, cały czas mają przed oczami wbijaną im w czasie "zimnej wojny" tysiące razy do głowy mapę Europy podzielonej na linii Wschód - Zachód. Pomimo zmian światowego porządku, nadal postrzegają UE i NATO jako forpocztę wrogiej cywilizacji, prowadzącej krucjatę przeciwko Rosji. Z ich punktu widzenia, jeżeli Białoruś "przejdzie" do obozu wroga, granica przesunie się o 600 kilometrów na wschód i Smoleńsk, "brama, przez którą wrogowie wdzierali się do Moskwy" znajdzie się na "linii frontu". "Rosyjskie NATO" i "Rosyjska UE" Po drugie, Białoruś to ostatni sojusznik Rosji, zarówno na świecie, jak i w "strefie uprzywilejowanych interesów" na przestrzeni poradzieckiej. Bez uczestnictwa Białorusi tracą sens wszystkie mozolnie tworzone przez Rosję "związki celne", "przestrzenie gospodarcze" i "organizacje kolektywnej obrony". Łukaszenko, jak doświadczony psychoterapeuta, latami utrzymuje u pacjentów dobre samopoczucie, wmawiając władcom Kremla, że dzięki niemu, mają swoja własną Unię Europejską, własne NATO i są o krok od wskrzeszenia ZSRR. Przy Łukaszence Putin może grać demokratę Nie można zapominać także i o tym, że "ostatni dyktator Europy" Łukaszenko stwarza tło, na którym standardy demokracji i praw człowieka w Rosji nie wyglądają tak źle. Kiedy, od czasu do czasu publicznie pohuka z trybuny na żarłoczną światową finansierę i spiski "waszyngtońskiego obkomu", wydali tego czy innego ambasadora UE czy spałuje opozycję, Putin zaczyna jawić się partnerom z Zachodu jako cywilizowany lider i konstruktywny partner do rozmów. Dzięki ekstrawagancjom Baćki, Rosja nie jest pod względem standardów cywilizacyjnych na ostatnim miejscu w Europie. Baćko gra rosyjskimi kompleksami Łukaszenko to jeden z największych politycznych talentów na przestrzeni poradzieckiej. Jest przebiegłym strategiem, doskonałym psychologiem i mistrzem gry wewnątrz postsowieckiego aparatu aparatu władzy. W swoich stosunkach z Rosją doskonale wykorzystuje kompleksy, tęsknoty i ambicje silniejszego partnera. W efekcie, władze na Kremlu, mogą jedynie, posługując się słowami samego Aleksandra Grigoriewicza, "nałożyć zakaz na tabu" i dalej finansować niepokornego partnera udając, że realizują szumne plany reintegracji przestrzeni poradzieckiej. Dlatego właśnie, cwany kołchoźnik jest niezatapialny i będzie trwał na stanowisku tak długo, dopóki nie zmieni się sama Rosja. Jakub Korejba