Jak podała telewizja NBC w miejscowości Irvine, na południowy wschód od Los Angeles, pożar strawił ponad 1600 hektarów. Ogień usiłowało powstrzymać 500 strażaków. Dwóch z nich doznało poparzeń drugiego i trzeciego stopnia obejmujących ponad połowę ich ciał. Obydwaj zostali zaintubowani. Szef władz pożarniczych w hrabstwie Orange Brian Fennessy podkreślił, że przyczyna pożaru jest przedmiotem dochodzenia. Jak wyjaśnił, silne wiatry uniemożliwiły włączenie do akcji samolotów. - To trudny pożar, podczas którego doświadczamy bardzo silnych wiatrów i bardzo niskiej wilgotności. (...) Nasi strażacy są jednymi z najodważniejszych, jeśli nie najodważniejszymi na świecie - przekonywał Fennessy. "Wydawało się, że to Armagedon" - Szczerze mówiąc, wydawało się, że to Armagedon (miejsce zapowiadanej w Apokalipsie św. Jana ostatecznej bitwy między siłami dobra i zła - red.) - opisywał sytuację, cytowany przez NBC, mężczyzna przedstawiający się jako Anthony, który z żoną i półtoraletnim synem zdołał schronić się u teściów w Downey. Także pożar zlokalizowany na północ od Irvine, w Blue Ridge, wymusił ewakuację wielu mieszkańców. Biuro szeryfa w hrabstwie Orange nakazało to m.in. mieszkańcom 67-tysięcznego miasta Yorba Linda. Kalifornijski Departamentu Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej, stwierdził, że pożar, którego nie udało się opanować, obejmował blisko 81 hektarów. Milion ludzi bez prądu Niezwykle wysokie jak na tę porę roku temperatury, niska wilgotność i silne wiatry w Kalifornii wymusiły decyzję o przerwaniu dostaw prądu. Miało to ograniczyć zagrożenie związane z uszkodzeniem instalacji elektrycznych. Około 355 000 domów i firm obsługiwanych przez firmę Pacific Gas & Electric z siedzibą w San Francisco było bez prądu w niedzielę i poniedziałek. Dotknęło to około milion ludzi. Prawie 20 000 domów i firm zostało pozbawionych zasilania w okolicy pożaru w Silverado. Zakład Southern California Edison rozważa wyłączenie prądu ze względów bezpieczeństwa kolejnym 105 000 klientów. Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)