Czy wybory wygra Partia Regionów?
Choć największe szanse na zwycięstwo w niedzielnych wcześniejszych wyborach parlamentarnych na Ukrainie ma prorosyjska Partia Regionów Ukrainy premiera Wiktora Janukowycza, popierani przez prozachodniego prezydenta Wiktora Juszczenkę "pomarańczowi" wierzą, że to oni utworzą większość w nowej Radzie Najwyższej (parlamencie).
Sojusznicy z czasów ukraińskiej pomarańczowej rewolucji w 2004 r., Blok Julii Tymoszenko i proprezydencki blok Nasza Ukraina- Ludowa Samoobrona (NU-LS), mogą utworzyć rząd, na którego czele stanie najprawdopodobniej była premier Julia Tymoszenko.
- Juszczenko chyba się już z tym pogodził" -powiedział politolog Mychajło Pohrebinski, przypominając wtorkowe oświadczenie prezydenta, który nie wykluczył powrotu Tymoszenko na stanowisko szefa rządu.
Ekspert uważa, że warunkiem, który Juszczenko postawi przed mianowaniem Tymoszenko premierem, będzie odrzucenie przez nią haseł populistycznych i wprowadzenie zmian w konstytucji, wzmacniających kompetencje szefa państwa. Kartą przetargową będą też wybory prezydenckie w 2009 r. Tymoszenko zagroziła niedawno, że jeśli po niedzielnych wyborach nie dojdzie do koalicji jej ugrupowania z blokiem NU-LS, w wyborach prezydenckich wystartuje ona przeciwko Juszczence, który będzie się starał o reelekcję.
- Tymoszenko doskonale wyciąga wnioski z przeszłości, a w związku z tym, że jest poza wszelkimi ideologiami, będzie umiała dogadać się ze wszystkimi - zaznaczył Pohrebinski.
Dyrektor kijowskiego Instytutu Strategii Globalnych Wadym Karasiow ocenia tymczasem, że na rozmowy o odrodzeniu pomarańczowego sojuszu jest jeszcze za wcześnie.
- Jest to gra przedwyborcza, próba zmobilizowania elektoratu. Przed powołaniem koalicji pomarańczowych czeka zażarta walka o stanowiska i od jej wyników zależy przyszłość nieistniejącej większości parlamentarnej - powiedział.
Walka o posady była przyczyną fiaska rozmów koalicyjnych, prowadzonych przez Blok Tymoszenko i Naszą Ukrainę po wyborach parlamentarnych w marcu ubiegłego roku. Wtedy to obóz pomarańczowych opuścił przywódca Socjalistycznej Partii Ukrainy Ołeksandr Moroz. W zamian za stanowisko przewodniczącego parlamentu wszedł w koalicję z Partią Regionów i komunistami, na której czele stanął premier Janukowycz.
"Zdrada" Moroza odbiła się na tegorocznych rankingach socjalistów - poparcie dla nich waha się wokół 3-procentowego progu wyborczego. Jeśli socjaliści - a wszystko na to wskazuje - nie wejdą do parlamentu, pragnący pozostać przy władzy Janukowycz będzie musiał znaleźć sobie innych sojuszników. Komuniści, cieszący się poparciem ok. 5 proc. wyborców, to za mało.
Janukowycz kusi więc proprezydencki blok NU-LS tzw. szeroką koalicją. - Nigdy do niej nie dojdzie - odpowiadają mu politycy z otoczenia Juszczenki.
- Również tutaj mam pewne wątpliwości. Finansujący Partię Regionów (najbogatszy Ukrainiec - przyp. red.) Rinat Achmetow jest zainteresowany dogadaniem się z obozem prezydenckim. Jeśli "regionałowie" sprawiedliwie podzielą się z NU-LS stanowiskami, taka koalicja jest całkiem możliwa - twierdzi Karasiow.
Ekspert polityczny z Ukraińskiej Akademii Dyplomatycznej Ołeksandr Palij stanowczo odrzuca tezę o możliwości powołania koalicji Partii Regionów z obozem prezydenckim.
- Juszczenko straciłby wtedy raz na zawsze resztki zaufania społecznego - powiedział.
Palij prognozuje, że niedzielne głosowanie nie przyniesie ostatecznego rozwiązania kwestii kształtu nowego parlamentu.
- Będą długotrwałe procesy sądowe - oznajmił.
Prezydent Juszczenko rozwiązał parlament w kwietniu. Oskarżył wówczas koalicję premiera Janukowycza o korupcję polityczną. Polegała ona na przeciąganiu na stronę koalicjantów deputowanych opozycyjnych. W zamian za pieniądze i stanowiska mieli oni dołączyć do obozu Janukowycza i w ten sposób utworzyć 300-osobową większość, pozwalającą na zmianę konstytucji, łącznie z likwidacją urzędu prezydenckiego.
W niedzielnych wyborach o 450 mandatów w Radzie Najwyższej Ukrainy walczy 20 ugrupowań. Największe z nich: Partia Regionów, Blok Tymoszenko i NU-LS cieszą się poparciem odpowiednio 30, 20 i 10 proc. wyborców.
Pierwsze, wstępne wyniki wyborów poznamy w niedzielę, kilka minut po godz. 21.00 czasu polskiego.
INTERIA.PL/PAP