"Czy Juszczenkę naprawdę próbowano otruć?"
Były zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Wołodymyr Saciuk wątpi, że prezydent Ukrainy, Wiktor Juszczenko podczas kampanii prezydenckiej w 2004 r. został zatruty dioksynami.
Saciuk powiedział o tym w opublikowanym we wtorek wywiadzie dla gazety "Siegodnia".
- Według moich informacji, kiedy Juszczence coś się stało - a to, że coś się stało nie ulega wątpliwości, to przecież widać - (...) jego najbliższe otoczenie zaczęło gorączkowo szukać w Internecie, pod co (pod jaką chorobę - red.) można podciągnąć takie objawy. I znaleźli wersję o dioksynach, po czym ją nagłośnili - oświadczył Saciuk.
Były wiceszef SBU zaapelował do Juszczenki, by sam ujawnił prawdę, dotyczącą wydarzeń sprzed trzech lat.
Saciuk powiedział, że posiada kopię dokumentu, wydanego przez laboratorium, które badało obecność dioksyn w krwi Juszczenki.
- Wskazują oni, że krew, którą badali, nadeszła do nich pocztą DHL z kliniki Rudolfinerhaus (w Wiedniu, gdzie Juszczenko leczył się po próbie otrucia - red.). Dalej napisali: nie odpowiadamy na pytania, czyja jest to krew. (...) Dlatego też mogą być dwie wersje: albo to nie była krew Juszczenki, albo jego krew, do której w probówce wstrzyknięto dioksyny - podkreślił.
Saciuk, gospodarz przyjęcia, na którym miało dojść do zamachu na Juszczenkę stwierdził, że obecny prezydent opuścił jego daczę w doskonałym samopoczuciu.
- Początkowo spotkanie to było zaplanowane na 4 września (2004 r.), zostało jednak przeniesione, dlatego że Juszczenko źle się czuł! Dlaczego dziś nikt nie zwraca na to uwagi?" - zapytał.
Saciuk opowiedział, że podczas kolacji, po której Juszczenko źle się poczuł, pito ogromne ilości alkoholu.
- Jakie tam 10-15 gramów! Wypiliśmy kilka butelek wódki, piwo, potem jeszcze kilka butelek koniaku. On (Juszczenko) przyjechał do nas już wesoły, wcześniej był na jeszcze jednej kolacji... Może Juszczenko mówi o tym naszym wieczorze tak niepewnie, bo niczego nie pamięta? - domyśla się były zastępca szefa SBU.
Nieudana próba otrucia obecnego prezydenta miała miejsce 5 września 2004 r. Austriaccy lekarze orzekli później, że pogorszenie stanu jego zdrowia było spowodowane zatruciem dioksynami, czyli silnie toksycznymi związkami chemicznymi o działaniu rakotwórczym. Ślady ich działania widoczne są na twarzy prezydenta do dziś.
Dotychczas nie ustalono, kto stoi za próbą otrucia Juszczenki. Zdaniem ukraińskich mediów, które powoływały się na źródła milicyjne, mógł tego dokonać ochroniarz Saciuka. Człowiek ten prawdopodobnie ukrywa się teraz za granicą i jest poszukiwany listem gończym.
Prezydent Juszczenko oświadczył w połowie grudnia ubiegłego roku, że są już wystarczające dowody, by zatrzymać osoby, które zatruły go dioksynami.
- Ustalono już ostatnie fakty dotyczące tego, kto podawał do stołu i jakie dania, oraz skąd mógł pochodzić pomysł zatrucia posiłku - powiedział.
Prokuratura ukraińska ustaliła, że Juszczenko został zatruty dioksynami wyprodukowanymi w laboratorium w Rosji, Stanach Zjednoczonych lub Wielkiej Brytanii.
INTERIA.PL/PAP