Konrad Piasecki: Panie ministrze, czy strzelcy z wąwozu Akhalgori powinni stanąć przed polskim sądem? Zbigniew Ćwiąkalski: W każdym razie polski kodeks karny nakazuje i stwarza możliwość ewentualnej odpowiedzialności karnej w przypadku zamachu na prezydenta. OGLĄDAJ KONTRWYWIAD RMF FM W INTERIA.TV Ale wierzy pan w to, że polska prokuratura rzeczywiście jest w stanie znaleźć i oskarżyć osoby, które strzelały do prezydenta albo w okolicach prezydenta? Prokuratura ma obowiązek podjąć postępowanie sprawdzające. Ja nie mogę przesądzać, czy ostatecznie postawi kogoś przed sądem czy nie. Ale ja pytam raczej o wiarę. Wiara? Wiara czyni cuda. Na pewno, przecież nie musi być tylko tego typu sytuacja, gdzie mamy do czynienia z zamachem na prezydenta, ale być może z naruszeniem, niedopełnieniem obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych. Czyli tak naprawdę to śledztwo może być dwuwątkowe. Po pierwsze, czy to był zamach i czy to był zamach na prezydenta, a po drugie, czy funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu w tej sprawie zachowali się tak, jak powinni się zachować. Z całą pewnością te dwa momenty, te dwa kierunki muszą być wyjaśniane. Tylko pytanie raczej jest też takie, z jakim rozmachem i z jaką wiarą w powodzenie to śledztwo prowadzić. Czy np. wysyłać polskich prokuratorów do Gruzji, żeby oni tam gdzieś między Osetyjczykami i Rosjanami rozpytywali kto, jak i po co strzelał, czy jednak zdać się na pomoc prokuratury gruzińskiej i zostawić prokuratorów w kraju? To wszystko zostanie dopiero w trakcie tego postępowania sprawdzającego ustalone. Zacząć trzeba od materiałów z MSZ-u. MSZ musi przekazać materiały i swoje ustalenia. Potem oczywiście także istnieje możliwość podjęcia współpracy - zresztą musi taka współpraca zostać podjęta ze stroną gruzińską, a potem - w zależności od rozwoju sytuacji - będziemy decydowali dalej. A gdyby prokuratura uznała, że to zamach, to straszne kary grożą za zamach na prezydenta? Oczywiście. O ile pamiętam, to jest kara od 12 lat do dożywotniego pozbawienia wolności, ewentualnie 25 lat pozbawienia wolności. Tak, ale to jest już taka ekstremalna sytuacja. Na razie jest to postępowanie sprawdzające. Myśli pan, że skończy się ono jakimś aktem oskarżenia? Trudno mi zakładać na samym początku, w dwa dni po wydarzeniu, czym się postępowanie skończy. Mógłby pan mieć jakieś swoje poczucie, przekonanie, że nic wielkiego z tego jednak nie będzie. Moje przekonanie i przeczucie jest takie, że należy wypełnić ustawowy obowiązek i to jest najważniejsze. A ile jest w panu i w prowadzących sprawę prokuratorach przekonania i przeczucia, że źródłem przecieku w sprawie akcji CBA w ministerstwie rolnictwa był Janusz Kaczmarek, a ile, że ten przeciek poszedł jednak zupełnie inną ścieżką? Sprawa jest bardzo skomplikowana. To jest nawiasem mówiąc poboczny wątek, bo główni sprawcy afery gruntowej już są sądzeni przez sąd. Sprawa jest w sądzie, także tam są wyłączone wątki. Nie mogę mówić, czy Janusz Kaczmarek, czy nie, ale gdyby sprawa była prosta, to byłaby wyjaśniona jeszcze za czasów moich poprzedników. Czy rzeczywiście jest tak, jak pisała "Rzeczpospolita" w poprzednim tygodniu, że w pismach między prokuraturami zarzuca się, że śledztwo prowadzono pod jedną tezę i pod tę drogę - Kaczmarek - Krauze - Woszczerowicz - Lepper? Zazwyczaj tak się składa, że jeżeli prasa o czymś pisze, to jakieś ziarno prawdy w tym jest. Czyli jest takie przekonanie w prokuraturze? Natomiast ja nie mogę mówić czy jest, czy nie jest. Natomiast mówię tylko o tym, o czym pisze prasa. Warto by zapytać bezpośrednio prokuratorów prowadzących.