Aleksander Sołżenicyn
W wieku 89 lat zmarł w Moskwie rosyjski pisarz i dysydent, laureat literackiej nagrody Nobla Aleksander Sołżenicyn. Przyczyną śmierci był zawał serca.
Sławę zyskał jako kronikarz stalinowskich łagrów, dokładnie opisujący panujące w tych radzieckich obozach pracy warunki życia.
Sołżenicyn
urodził się 11 grudnia 1918 roku w Kisłowodzku (na Przedkaukaziu). Studiował matematykę na Uniwersytecie w Rostowie nad Donem, a po studiach przez kilka miesięcy pracował jako nauczyciel.
W czasie drugiej wojny światowej służył jako artylerzysta w Armii Czerwonej
. W ostatnich tygodniach konfliktu aresztowano go za "lekceważące komentarze" o Stalinie, wyrażone w liście do przyjaciela. Pisarz trafił więc na siedem lat do łagru w kazachskim stepie. Później jeszcze trzy lata przymusowo spędził w Środkowej
Azji.
Tam też zaczął tworzyć, zapamiętując całe fragmenty utworów, gdyż była to jedyna możliwa forma przechowania ich treści. Jak sam podkreślał we własnych wspomnieniach, był przekonany, że za jego życia żaden z nich nie zostanie wydany. Główne tematy, które poruszał, to niesprawiedliwość i cierpienie w radzieckich obozach.
W powieści "Oddział chorych na raka" zawarł metaforę systemu sowieckiego. "W człowieku rośnie rak i on umiera - pisał. - Jak więc może trwać kraj, który tak rozwinął obozy i wygnanie".
Piętnował także obywateli Związku Radzieckiego
za brak reakcji. "Nagle wszyscy profesorowie i inżynierowie okazali się sabotażystami, a oni w to uwierzyli? - podkreślał. - Albo nagle cała stara gwardia Lenina stała się niegodną bandą renegatów, a oni w to uwierzyli? Nagle wszyscy ich przyjaciele i znajomi zostali wrogami ludu, a oni w to uwierzyli?".
Epoka stalinowska - twierdził Sołżenicyn parafrazując Puszkina - zmusiła obywateli radzieckich do wejścia w jedną z trzech ról: tyrana, zdrajcy, więźnia.
Sołżenicyn pisał, gdy pracował później jako nauczyciel matematyki w Riazaniu. Część jego opowiadań już w latach 50. pojawiła się w obiegu podziemnym. W 1962 roku, po względnej odwilży epoki Chruszczowa, do druku trafił "Jeden dzień Iwana Denisowicza", dzięki któremu autor niemal z dnia na dzień zdobył pisarską sławę.
Inne jego dzieła, niepublikowane w
ZSRR
, przebijały się w tym czasie na Zachód, gdzie zdobywały coraz większy rozgłos. Jednak po odsunięciu Chruszczowa od władzy pisarz m.in. z tego powodu zaczął być nękany przez KGB. Publikację jego tekstów wstrzymano, a archiwum skonfiskowano.
W 1970 roku Szwedzka Akademia Nauk przyznała mu literacką Nagrodę Nobla za całokształt twórczości. Pisarzowi zakazano jednak wyjazdu do Sztokholmu po odbiór wyróżnienia. On sam obawiał się, że jeśli wyjedzie, nie będzie mógł wrócić do kraju.
Jego obawy urzeczywistniły się po publikacji "Archipelagu GUŁag"; w 1973 roku KGB skonfiskowała rękopis książki, więc autor zdecydował się wydać ją na Zachodzie. Wkrótce po tym zakutego w kajdanki odstawiono go samolotem do Frankfurtu nad Menem i pozbawiono radzieckiego obywatelstwa. Sołżenicyn zmuszony był więc żyć na emigracji: najpierw w Niemczech, później w Szwajcarii, a w końcu w USA.
Pisarz jednak bardzo krytycznie wyrażał się o Zachodzie i kulturze zachodniej, która - jego zdaniem - ulegała słabościom i pogrążała się w dekadencji.
W 2006 r. Sołżenicyn oskarżył NATO o przygotowywanie "całkowitego okrążenia Rosji i dybanie na jej suwerenność".
Obywatelstwo przywrócił mu Prezydent ZSRR
Michaił Gorbaczow
. Sołżenicyn wrócił jednak do Rosji dopiero w 1994 roku, a jego powrót do ojczyzny uświetniła 56-dniowa podróż po kraju.
Jednak jego kontrowersyjne poglądy stały się niepopularne, co spowodowało, że usunął się w cień życia publicznego. Był bowiem nacjonalistą oddanym całym sercem ideom wielkoruskim i prawosławiu. Ostro też krytykował przemiany w Rosji po upadku Związku Radzieckiego, rządy prezydenta
Borysa Jelcyna
i rosnącą siłę oligarchów.
W 2007 roku ówczesny rosyjski prezydent Władimir Putin przyznał mu prestiżowe odznaczenie państwowe. Sam Sołżenicyn nie krył podziwu dla tego przywódcy. Putin natomiast podzielał jego krytyczną wizję Zachodu.
"Putin przejął w spadku kraj rozgrabiony i na kolanach, gdzie większość ludzi była zdemoralizowana i pogrążona w ubóstwie. I zaczął odbudowę (...), krok po kroku, powoli" - mówił pisarz o rosyjskim prezydencie.
W ostatnich latach życia pisarz chorował. Zdjęcia telewizyjne z tego okresu pokazywały go, jak przyjmował w swym domu gości, siedząc na wózku inwalidzkim.
"Pod koniec życia mogę spodziewać się, że materiał historyczny (...), który zebrałem, wejdzie do świadomości i pamięci mych współobywateli" - zaznaczył w 2007 r. podczas spotkania z Putinem.
Jednak Sołżenicyn wielokrotnie wyrażał smutek, że większość Rosjan nie znała jego książek.
INTERIA.PL/PAP