Każdy mógł się dowiedzieć, jak wesele wygląda od strony organizacyjnej i co dzisiaj na tego typu uroczystościach jest modne. Luksusowa limuzyna czy bryczka? Tradycyjny kok czy może irokez? Biała suknia ślubna czy może ta w kolorze czerwonego wina? Na te i wiele innych pytań mogli znaleźć odpowiedz przyszli państwo młodzi, którzy przybyli w niedzielę do Brennej na 4. Festiwal Weselny. A ci, którzy ten jeden z najważniejszych dni w życiu mają już za sobą mogli się świetnie bawić wspominając swoje wesele. Pomysł na festiwal zrodził się w głowach Jana Grenia i Jana Stasia. - Na początku festiwal miał pokazywać zespoły, które grają na weselach, ale z kolejnymi edycjami przybrał formę tradycyjnego wesela i małych targów ślubnych. W tym roku postawiliśmy jeszcze bardziej na tradycję i pani młoda ubrana jest w tradycyjny śląski strój - tłumaczył Jan Greń, który wcielił się w rolę jednego z weselnych starostów. Młoda para przyznała, że drugie weselne przyjęcie z taką ilością gości jest niesamowitym przeżyciem. - Na naszym weselu, które miało miejsce 6 października ubiegłego roku było ok. 140 gości. Nie mieliśmy też tylu tradycyjnych obrzędów, więc mogliśmy to tutaj nadrobić - stwierdziła 25-letnia Sylwia Franek, a jej 31-letni mąż Grzegorz przyznał, że bardzo dobrze czuje się ponownie w roli pana młodego. Starostowie dbali o częste toasty za zdrowie państwa młodych. Na brak chętnych do wypicia kieliszka tradycyjnej miodonki nie mogli narzekać. - Ten trunek jest taki sam jak na naszym weselu 54 lata temu. To bardzo dobry pomysł na zorganizowanie takiej imprezy, człowiek może sobie przypomnieć jak to było lata temu - mówiła Barbara Grzegorzek, wznosząc toast za młodą parę. Jej mąż Emanuel był 21 razy starostą i przyznał, że miodonka w Brennej jest wyśmienita. - Na tym to ja się znam - dodał z uśmiechem. Jak przystało na góralskie wesele w Brennej nie obyło się bez tradycyjnych zabaw przeplatanych pokazami weselnych trendów i tańca do późnych godzin wieczornych. Autor: Dorota Kochman