Szokująca relacja pacjentki popularnego seksuologa
Zamknął drzwi gabinetu na klucz. Potem zaczął dotykać ją wibratorem. Poczuła się zbrukana. Nie tylko ona. Poddawanych takim badaniom było więcej kobiet. Tygodnik "Wprost" dotarł do szokujących skarg pacjentek doktora Wiesława Cz., wielkiego autorytetu w gronie polskich seksuologów, które prawie trzy lata temu złożyły na niego skargę w okręgowej izbie lekarskiej.
Doktor Wiesław Cz. w niewielkim gronie polskich seksuologów to postać, którą wielu ma za autorytet. Od lat jest wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, szefował jedynej warszawskiej Poradni Seksuologicznej w Centrum Psychoterapii. Jest też kierownikiem studiów seksuologicznych w kilku szkołach. To od niego uczą się zawodowych praktyk. Być może nie powinni, bo jest wobec nich bardzo wiele wątpliwości - pisze "Wprost".
"Udało nam się z nimi skontaktować za pomocą e-maila. Pierwsza z nich tłumaczy, że na rozmowę w cztery oczy nie ma siły. - To ogromnie rozbija emocjonalnie - tłumaczy. Chociaż od sprawy minęły trzy lata, wciąż nie potrafi ze spokojem o tym opowiedzieć. Łatwiej jej pisać" - czytamy we "Wproście".
Pacjentka 1
"Byłam u dr Cz.jeden jedyny raz w 2010 r. skierowana na konsultację ginekologiczną przez seksuologa psychiatrę z tej samej przychodni. Dr Cz. przyjmował w 'biurowym' gabinecie, gdzie przeprowadzał rozmowę i zaproponował badanie. Niczego mi nie tłumaczył. Kiedy zapytałam, na czym będzie polegać badanie, odpowiedział bardzo ogólnikowo, że na sprawdzeniu funkcjonalności narządów płciowych".
"Słowo 'wibrator' nie padło ani razu, ani przed badaniem, ani w trakcie, ani po badaniu. Nie było tłumaczenia sensu, celowości, przebiegu ani wyniku badania. Badanie miało miejsce w gabinecie zabiegowym w innej części budynku. Doktor zaprowadził mnie tam, po czym powiedział, że dla mojego bezpieczeństwa i komfortu zamyka drzwi na klucz, sam wychodzi i za chwilę wróci. Ja w tym czasie miałam się rozebrać i położyć na fotelu".
"Początkowo badanie przypominało ginekologiczne. W trakcie badania dr Cz. nagle i bez żadnej zapowiedzi włączył wibrator i zaczął dotykać mojego krocza, pytając, czy wiem, co to jest i czy kiedykolwiek tego używałam. Najpierw masował wibratorem okolice łechtaczki, potem dodatkowo włożył palce do pochwy i masował nimi wewnątrz, jednocześnie stymulując na zewnątrz wibratorem. To trwało kilka, może kilkanaście minut. Bardzo się zdenerwowałam badaniem, rozpłakałam się na fotelu ginekologicznym".
"Mimo że od zdarzenia minęło wiele miesięcy, uraz psychiczny po tym 'badaniu' pozostał ogromny. W moim odczuciu to nie było żadne badanie, lecz nadużycie pod pretekstem badania i przy wykorzystaniu sytuacji. Tym bardziej, że w jakimś momencie badania, widząc moje łzy, położył mi rękę na czole i kazał patrzeć sobie w oczy i powiedzieć, dlaczego się denerwuję. Kiedy jakoś przez łzy wykrztusiłam, że to chyba oczywiste, on stwierdził, że widać, że mam problemy ze swoją seksualnością" - pisze pacjentka doktora.
"Ja niestety nie jestem osobą asertywną. Byłam w totalnym stresie i nerwach. Cała zawstydzona, więc nie zrobiłam nic. Nie protestowałam. Bez słowa poddawałam się wszystkiemu, co tam miało miejsce. Trzęsły mi się ręce i leciały łzy, ale nie powiedziałam nic. Byłam za bardzo zawstydzona i zdenerwowana, aby cokolwiek przeszło mi przez gardło" - tłumaczy pacjentka, odpowiadając na pytanie 'Wprostu", dlaczego nie protestowała w czasie badania. .
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".