Studenci w kamasze
Wojskowej pieczątki z adnotacją: przeniesiony do rezerwy nie dostanie do książeczki po obronie dyplomu kilka tysięcy tegorocznych absolwentów szkół wyższych, którzy rozpoczynali studia pięć lat temu. Poczekają na nią okrągły rok, informuje "Dziennik Zachodni".
- Takie rozporządzenie wiąże nam ręce i nie pozwala na rozpoczęcie kariery zawodowej, twierdzą studenci. Przez rok będzie nad nimi ciążyło widmo trzymiesięcznej służby. Ciekawe jak na taką informację będą reagowali pracodawcy podczas rozmów kwalifikacyjnych. Kto trzeźwo myślący zatrudni człowieka, nawet doskonale wykształconego, o którego w każdym momencie może upomnieć się wojsko? Również w banku będą na straconej pozycji. Żeby otrzymać kredyt, trzeba mieć uregulowany stosunek do służby wojskowej.
Tegoroczni absolwenci szkół wyższych to pierwszy rocznik, który - po zmianie przepisów w październiku 2002 roku - mógł uregulować stosunek do służby wojskowej w czasie studiów. - Studentom rozpoczynającym naukę w roku akademickim 2002/2003 armia dała taką możliwość. Mogli wziąć udział w zajęciach przysposobienia obronnego, zdać egzamin i złożyć wniosek o odbycie sześciotygodniowego przeszkolenia wojskowego w okresie wakacyjnym. Jeśli spełniliby ten warunek już na studiach, od razu zostaliby przeniesieni do rezerwy, podkreśla płk Wojciech Ozga, rzecznik prasowy Sztabu Generalnego WP.
Problem w tym, że niewielu studentów o tym wiedziało. - Przecież mówimy o ludziach dorosłych i świadomych, którzy powinni orientować się w przepisach, odpiera zarzuty pułkownik.
INTERIA.PL/PAP