Razem zgromadzili kolekcję ponad 20 maszyn z lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych XX wieku. Motory zajmują całą piwnicę i częściowo garaż domu w Rumi Zagórzu. Większość z nich starannie wykończonych i "wypieszczonych" przyciąga wzrok lśniącym lakierem, lampami, skórzanymi siodełkami. Niektóre wymagają jeszcze pracy i uzupełnienia brakujących części. Dziecięce marzenia - Wszystkie motocykle powstały w naszej piwnicy, składane ze zdobywanych stopniowo części, remontowane, czyszczone i malowane własnoręcznie - mówi Tadeusz Hartel. - Do Rumi przeprowadziliśmy się z Gdyni około dziesięć lat temu i dopiero tutaj mogłem zrealizować swoje zainteresowania i marzenia. Wcześniej nie miałem do tego odpowiednich warunków. Po skończeniu budowy domu zająłem się motorami. Od początku pomagali mi synowie. Wszyscy trzej panowie od dziecka lubili jazdę na motorze. Ojciec, pan Tadeusz jeździł jako chłopiec na WSK z własnym tatą, a potem już jako dorosły mężczyzna docierał na motorze do pracy w gdyńskiej stoczni. Potem przesiadł się do samochodu, ale o motorach nie zapomniał. Do Rumi, na działkę po dziadkach przyjeżdżał z synami m.in. żeby pojeździć na starym motocyklu. Mały Arek, który z okazji Pierwszej Komunii Św. dostał motorynkę, z zapałem jeździł po polnych dróżkach i wertepach pod lasem. Na złomowisku Aby skompletować pierwsze stare motory, rumianie szukali części u znajomych, w warsztatach, na złomowiskach. Czasem dla jednego niezbędnego elementu kupowali cały zniszczony motocykl. - Bywało, że dla dwóch osłon, potrzebnych do odrestaurowanego właśnie motoru kupowaliśmy dwie inne niekompletne maszyny - mówi Tadeusz Hartel. - Kiedyś zdobyłem ramę od motocykla SHL M11, znalezioną w starej szopie i zacząłem dopasowywać do ramy kolejne części - wspomina Arkadiusz Hartel. - Z pomocą ojca i brata, a także starych książek motoryzacyjnych i dawnych instrukcji złożyliśmy cały motor. - Ja zajmuję się głównie spawaniem i malowaniem, a starszy syn elektryką i mechaniką - wyjaśnia Tadeusz Hartel. - Młodszy Arek pomaga we wszystkim, m.in. w trudnym lakierowaniu. Jak z fabryki Długo szukali sposobu na dokładne i równiutkie malowanie karoserii poszczególnych motorów, które oprócz określonej barwy mają charakterystyczne paski, a także logo swojej marki. Wszystko to rumianie wykonują samodzielnie i tak perfekcyjnie, że znaczki wydają się gotowymi fabrycznymi naklejkami. Zresztą, wszystkie elementy odrestaurowanej maszyny muszą wyglądać jak oryginalne. Obecnie bardzo pomocnym źródłem zdobywania części karoserii, silnika, różnych śrubek, lamp, lusterek i innych elementów wyposażenia jest internet, poprzez który kontaktują się również miłośnicy starych motocykli. - Motory składają się nie tylko z metalowych części, mają też tapicerkę, czyli siodełka - dodaje pan Tadeusz. - W odnowieniu tych części pomaga nam zaprzyjaźniona rumska firma tapicerska Kazimierza i Tomasza Wawrzyniaków. Od komara do Iża Kolejne motocykle w ich kolekcji często były konsekwencją zwożonych do domu elementów. - Kiedy jakaś zdobyta część nie pasowała do motoru, stawała się zalążkiem do skompletowania kolejnej maszyny - mówi pan Tadeusz. - Złożyliśmy nie tylko kilkanaście polskich, ale również kilka radzieckich i enerdowskich modeli. I tak w kolekcji jest zarówno czarny motocykl SHL M04 z 1951 roku (pierwsze takie motory wyprodukowano w 1948 r.), jak i wspaniały Junaki M10. Są motory WSK M06 - w tym pierwszy model z 1964 roku, jest wspomniany SHL M11 oraz czerwony motor WFM M06. Jest też skuter WMF "Osa", a skoro już o owadach mowa, panowie mogą pochwalić się pierwszym modelem motoroweru "Komar" 230", ze sztywną ramą (bez teleskopów). W kolekcji nie brakuje motoroweru "Ryś". Obok polskich maszyn stoi niemiecki Simson i masywne radzieckie motory: Iż "Planeta", który czeka na odrestaurowanie oraz Iż 49 z ręcznymi biegami. Na ścianie wisi także motorynka ROMET, na której szalał mały Arek. Własny model - Do obrazu jednośladów z pierwszej połowy lat sześćdziesiątych, jeżdżących po polskich drogach, brakuje tylko węgierskiego Panoni i czechosłowackiej Jawy - mówi Tadeusz Hartel senior. - Mamy natomiast motocykl, który nigdy nie istniał, to znaczy nie był produkowany w żadnej fabryce. Z różnych części złożyliśmy własny motor, pomalowany czarnym i złotym lakierem, opatrzony naszymi inicjałami. Nazwaliśmy go "Sam". Oprócz motocykli pomieszczenia wypełniają też takie akcesoria jak stare gogle i kaski, często odnowione równie starannie, jak same motory. Kolekcja zajmuje całą piwnicę i m.in. dlatego wymaga wyrozumiałości i życzliwości ze strony pani domu, czyli żony i mamy miłośników motocykli. - Oczywiście są z tego powodu różne uciążliwości, ale cieszę się, że mój mąż oraz synowie mają jakieś ciekawe hobby - mówi pani Elżbieta Hartel. To nie atrapy Większość motocykli rodziny Hartel została zarejestrowana i można poruszać się nimi po ulicach. Jeden z jednośladów, WFM M06 ma specjalna żółtą tablicę rejestracyjną i status pojazdu zabytkowego. Niedawno dwóch panów Tadeuszów wzięło udział w rajdzie "II Droga Kaszubska". Razem z 20 innymi uczestnikami przejechali ponad 120-kilometrową trasę z Gdyni Chyloni do Rzucewa i dalej naokoło Jeziora Żarnowieckiego, przez Gniewino do Wejherowa. Na pytanie, co im daje poświęcony motocyklom czas, trud oraz wydatki, związane z motocyklową pasja, panowie odpowiadają zgodnie, że chodzi o satysfakcję i przyjemność. Chętnie prezentują swoje motory, co miało miejsce m.in. na tegorocznym Jarmarku Kaszubskim w Rumi. Mieszkańcy miasta oglądali maszyny, zadawali pytania, robili sobie zdjęcia z motorami, a ich właściciele cieszyli się takim zainteresowaniem. Autor: Anna Kuczmarska