Do Rzeszowa trafił przed sezonem 2002/2003 z III-ligowego Wisłoka Strzyżów. - Załapanie się do drużyny, gdzie było kilku zawodników ze stażem z Serii B czy nawet A to było dla mnie duże przeżycie - mówi ŁUKASZ PERŁOWSKI. - Ja gdzieś tam w III lidze bawiłem się w siatkówkę, a tu taki awans do drużyny, która mierzyła w Serię B. Pamiętam, jak na wakacjach grałem z chłopkami w piłkę na boisku obok bloku i nagle pojawił się Boguś Włodyka (zawodnik Resovii, wywodzący się ze Strzyżowa - przyp. red.) z informacją, że mam się stawić na treningi do Rzeszowa. Pojechałem, potrenowałem kilka razy, później przeszedłem obóz przygotowawczy z zespołem i zostałem w drużynie do dziś. - Od samego początku twoje losy związane są z osobą trenera Andrzeja Kowala. - Gdy przyszedłem do Resovii, to trenerem był Andrzej Kowal i można powiedzieć, że trzymał pieczę nade mną. Był takim moim Aniołem Stróżem. Zawsze mogłem liczyć na niego i tak jest do dziś. - Przez te sześć lat w Rzeszowie miałeś wzloty i upadki. Który z sezonów najmilej wspominasz, a do którego wracasz z niechęcią? - Myślę, że ten sezon był pechowy dla mnie, ale najgorszy był ten, w którym wywalczyliśmy awans do PLS. Miałem problemy z barkiem i skończyło się na poważnej operacji, a teraz to był tylko kosmetyczny zabieg biodra. Najlepszym sezonem był chyba ten poprzedni, w trakcie którego grałem bez żadnych problemów i kontuzji. Zresztą ten wcześniejszy też nie był zły, w końcu po raz pierwszy dostałem powołanie do kadry, choć pod koniec lutego z powodu kontuzji przestałem grać. - Miniony sezon miał być dla ciebie przełomowy, ale znów kontuzja pokrzyżowała plany. - Zapowiadało się super, ale wyszła ta sprawa z biodrem. W sumie chyba domyślam się, z jakiego powodu. Mam jednak nadzieję, że to już będzie koniec z kontuzjami, bo już miałem tyle dolegliwości, że już nic więcej nie powinno mi się przytrafić. Jak na razie to miałem chyba tylko jeden sezon, ten poprzedni, który zagrałem cały, a tak to co chwila coś mi dolegało. - W sezonie 2008/2009 zespół Asseco Resovii po takich wzmocnieniach, jakie dokonał, będzie już niejako skazany na sukces i każdy inny wynik niż miejsce na podium uznany będzie za porażkę... - Cieszy fakt, że drużynę wzmocniło tylu wartościowych zawodników, a tym bardziej, że trzej grali ze sobą ostatnio i to na pewno będzie miało korzystny wpływ na szybsze zgranie z zespołem. Ważne będzie, żeby teraz ten nasz potencjał jak najlepiej poukładać, ale w tym już głowa trenera. Każdy z nas liczy na medale, ale inne zespoły też poczyniły spore wzmocnienia. Nie ma jednak teraz co gdybać, bo i tak wszystko zweryfikują mecze. Trzeba w każdym spotkaniu grać na maksa i tyle. W minionym sezonie nikt nie stawiał na Częstochowę, a ona osiągnęła sukces. Rozmawiał RAFAŁ MYŚLIWIEC