Jak długo jest Pan kolarzem zawodowym? - Ósmy rok. Czym się różni obecne kolarstwo od tego z czasów Królaka czy Szurkowskiego? - Teraz jest zawodowstwo, a wtedy była amatorska kadra, amatorski Wyścig Pokoju, drużyny Związku Sowieckiego, NRD i nasza, olimpiada. Teraz jest zawodowstwo i potrzeba pieniędzy od sponsorów, by było z czego zapłacić kolarzom. To kolosalna różnica. Potrzebni są sponsorzy. Od kilku lat jest Pan naszym najlepszym kolarzem. Tegoroczny sezon był udany? - Jest bardzo dobry, najlepszy z dotychczasowych. Forma zwyżkowała. W ubiegłym roku też było świetnie, bo trzykrotnie zajmowałem drugie miejsce w wyścigach. Dlaczego zatem trener kadry narodowej Piotr Wadecki nie zabrał Pana na olimpiadę do Pekinu? - Na pewno nie decydowały względy sportowe. A przecież przed taką imprezą jak olimpiada, każdy trener powinien kierować się wynikami i formą zawodników. Nie wiem, dlaczego nie pojechałem na igrzyska, a bardzo mi na tym zależało. Jak ocenia Pan tegoroczny, 80. już Tour de Pologne? Zmienia się na lepsze? - Jest bardzo dobrze zorganizowany. Przyjechało wielu mocnych zawodników. Jest mistrz olimpijski w jeździe ze startu wspólnego, są zawodnicy, którzy byli liderami w tegorocznym Tour de France. Wszędzie - na starcie, mecie i trasie mnóstwo kibiców. Mogę więc wypowiadać się o Tour de Pologne jak najlepiej. Wyścig wszedł do prestiżowego cyklu Pro Tour. Jadę w nim dopiero drugi raz, wcześniej byłem tu aż siedem lat temu. Tour de Pologne to chyba jednak nie jest wyścig dla Pana? Najlepiej czuje się Pan w terenach górskich, co było doskonale widać podczas tegorocznego Tour de France. - Tak, nigdy tego nie ukrywałem. Najlepiej czuję się na długich podjazdach. W Polsce nie ma takich tras. Oczywiste więc, że Tour de Pologne nie odpowiada mi pod tym względem. W dodatku pogoda była okropna... - Tak, fatalnie trafiliśmy, bo tydzień wcześniej jeździłem w 25 stopniach ciepła, a tu przy poniżej 10... A lubię, kiedy jest gorąco, jak w Tour de France. Proszę skomentować protest kolarzy na etapie do Lublina, kiedy zawodnicy grup Pro Tour po prostu zatrzymali się i odmówili dalszej jazdy, ze względu na niebezpieczeństwo wynikające ze złych warunków atmosferycznych. - Ta końcówka etapu była, ze względu na fatalną pogodę i trudną trasę, dość niebezpieczna. Sędzia i organizatorzy nie zdecydowali się spełnić sugestii zawodników, by zatrzymać czas na kilka rund przed metą, więc kolarze po prostu odmówili dalszej jazdy. Ja i koledzy z grupy Lampre nie angażowaliśmy się w sprawę. Ktoś się zatrzymał, więc wszyscy się zatrzymali i tyle. Nie było zwycięzcy etapu, więc go anulowano. Jak Pan ocenia polskie kolarstwo? - To widać. Jest zaledwie dwóch zawodników w grupach Pro Tour. 60 kolarzy startowało w mistrzostwach Polski. Kiedy ja zaczynałem, było 600 juniorów młodszych. Ale jeżeli nie ma pieniędzy i warunków dla młodzieży, to w seniorskim kolarstwie też nic nie będzie. W ściganiu na szosie jest więc coraz gorzej. Nie widać żadnej nadziei? - Nie widzę, by sponsorzy garnęli się do kolarstwa, media też nie bardzo je promują. Wie się tylko o Tour de Pologne. Są zaledwie trzy grupy zawodowe, które ścigają się ze sobą. Jeszcze dwa-trzy lata i nic nie zostanie. Właśnie oddano do użytku nowy tor w Pruszkowie... - Nie wiem, czy to coś da. Dla szosowców tor nie jest rozwiązaniem. Jak rozwiązać problem dopingu w kolarstwie? - Doping zanika na płaszczyźnie Pro Touru. Jeżeli zdarzają się jakieś przypadki, to są szybko wykrywane. Mało jest takich zawodników, więc nie mówiłbym już o problemie dopingu w kolarstwie. Jeździ Pan we włoskiej grupie Lampre, z budżetem 6,5 mln euro. To nie jest najwyższy budżet. Czy dlatego zmienia Pan grupę i od przyszłego sezonu przechodzi do innej włoskiej ekipy Liquigas? - Dla mnie budżet nie jest istotny, bo nie jestem liderem grupy. Zmieniam zespół, bo myślę, że tak będzie dla mnie najlepiej. Poza tym lider grupy Liquigas Ivan Basso widział mnie w zespole i myślę, że wspólnie możemy wygrać Giro d'Italia w przyszłym roku. Jak się żyje z kolarstwa? - Zarabiam dobrze. Nie brakuje mi na nic. Gdzie Pan mieszka i trenuje? - We Włoszech, na granicy Toskanii i Ligurii, nad Morzem Śródziemnym. W Italii jestem od jedenastu lat. Tam mam najlepsze warunki do treningów, zarówno klimatyczne, jak i terenowe. Dlatego jestem we Włoszech. Ile wart jest Pański rower? - Nawet nie wiem dokładnie. Kolarze nie płacą za rower. Ale jest to cena gdzieś od pięciu tysięcy euro. Cezary Dąbrowski, cezary.dabrowski@echomiasta.pl