Błyskawiczny nokaut "Cygana"
Pięć walk zobaczyli kibice, którzy obejrzeli sobotnią galę bokserską w rzeszowskiej hali na Podpromiu. Tę najważniejszą, awizowaną jako pojedynek wieczoru, bezapelacyjnie wygrał Dawid ''Cygan'' Kostecki, który udanie zaprezentował się w rodzinnym mieście i odniósł 26. zwycięstwo w zawodowej karierze - 19. przed czasem.
Nie można tego natomiast powiedzieć o jego rywalu. Pochodzący z Angoli, walczący z portugalską licencją Antonio Pedro Quiganga, bardziej przypominał ulicznego zawalidrogę, aniżeli solidnego pięściarza. Kostecki na to, aby uporać się z przeciwnikiem potrzebował zaledwie dwóch rund. W tym czasie Quiganga zainkasował kilka solidnych ciosów i nabawił się kontuzji mięśnia lewej ręki. Trudno się mu dziwić, że nie miał ochoty do dalszej walki. Niezadowolony z tego faktu był też Kostecki. - Chciałem pokazać się przed własnymi kibicami. Dobrze się dziś czułem. Byłem zmotywowany i skoncentrowany. Szkoda, że tak szybko się to skończyło.
Kłopoty mistrzów
Trochę dłuższe i znacznie ciekawsze były pojedynki kolegów Kosteckiego ze stajni Hammer KnockOut Promotion - Dariusza Jackiewicza (mistrz świata IBC) i Krzysztofa ''Diablo'' Włodarczyka (mistrz świata federacji IBC). Pierwszy skrzyżowałem rękawice z Rumunem Mirceą Lurci. Jackiewicz chyba nazbyt rozluźniony podszedł do rywalizacji, bo już w pierwszej rundzie wylądował na deskach. Zimny prysznic wyraźnie go obudził i od kolejnego starcia przeszedł do ofensywy. Konsekwentnie dobierał się do skóry rywalowi, aż w trzeciej rundzie zasypał go takim gradem ciosów, że Rumun przez kilka minut nie wiedział, gdzie się znajduje.
Za pojedynek wieczoru śmiało natomiast można było uznać walkę Włodarczyka z Aloryi Moyoyo Mensahem z Ghany. Czarnoskóry rywal sprawił w pierwszych trzech rundach sporo kłopotów. Ba, momentami to on dominował w ringu. ''Diablo'' zaczął odzyskiwać utracone pole od czwartego starcia. W kolejnej rundzie dopadł w końcu przeciwnika przy linach. Po kilku potężnych ciosach sędzia wstrzymał walkę. Ku ogólnemu zdziwieniu arbiter nie wyliczył boksera z Afryki, tylko od razu odesłał go do narożnika. Najmniej zadowolonym z takiego obrotu sprawy był sam Moyoyo, który miał ochotę kontynuować pojedynek i widać po nim było, że jest w stanie to robić.
Wdzięczny prezydentowi
O walce wieczoru z udziałem Kosteckiego już było. Natomiast tuż po niej Dawid dziękował kibicom, którzy przybyli go oglądać. Słowa wdzięczności skierował też do prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca, który objął patronat nad imprezą. - Nie to jest dla mnie jednak najważniejsze - przyznał Kostecki. - Jestem wdzięczny panu prezydentowi, że po tym co ostatnio wydarzyło się w moim życiu, nie odwrócił się ode mnie jako człowieka. Przyznam, że nie wiem, czy sam bym potrafił tak zrobić, gdybym był na jego miejscu. Galę wspólnie z prezydentem Ferencem obejrzał marszałek województwa Zbigniew Cholewiński, który był pod wrażeniem poszczególnych starć.
PIOTR PEZDAN