Wielki zachód GLOBCIa
Właśnie odpisywałem p. Karolowi Wojciechowskiemu z "Wirtualnego Wschodu Wolnomularskiego", który wytknął mi (niesłusznie, na ogół) kilka nieścisłości w tym, że piszę o masonerii oraz o "Wielkim Wschodzie" (to taki oddział socjalistów udający masonerię) - gdy przyszła mi do głowy pewna myśl.
Zacząłem myśleć o zagadce GLOBCIa (czyli "Teorii Globalnego Ocieplenia"). Teraz, gdy już większość naukowców przyznaje, że jest to totalna bzdura, można o GLOBCIu mówić trochę spokojniej. Tym bardziej, że pod pretekstem "walki z kryzysem" udało się d***kratycznym politykom ukraść podatnikom bodaj więcej pieniędzy, niż planowano ukraść pod pretekstem "walki z GLOBCIem".
Jednak zwolennicy GLOBCIa nie poddają się. Nie poddają tym bardziej, że do tego obozu należy nowa administracja Stanów Zjednoczonych. Trudno się temu dziwić; sam p. Albert Arnold "Al" Gore zarabia rocznie 50 mln dol. na handlu "prawami do emisji CO2" - a gdyby Stany Zjednoczone podpisały tzw. Protokół z Kioto, to pewno zarobiłby 500 mln dol. Co prawda: musiałby się tym jakoś dzielić z kumplami z Partii Demokratycznej...
Nie ma więc co się dziwić, że d***kratyczni politycy (tak dziś nazywają się ci, którzy 100 lat temu byliby określani jako "szajka bezczelnych wydrwigroszów") są tak przywiązani do GLOBCIo.
Znam takich, którzy nawet za skromny jeden milion dolarów podpisaliby oficjalne oświadczenie, że mają w domu żywego dinozaura - a co dopiero oświadczenie, że GLOBCIo "nam zagraża, a więc trzeba przestać oddychać, bo wydzielamy to CO2". Ostatecznie istnienie dinozaura można sprawdzić - a "zagrożenie GLOBCIem" jest niesprawdzalne...
No, dobrze: GLOBCIo to głupota, cwaniacy chcący wyciągnąć pod tym pretekstem od podatników 500 mld dol. to rzeczywistość; ale kto to wszystko zorganizował?
Przecież to nie jest takie proste? Trzeba było co najmniej kilkunastu (o ile nie kilkudziesięciu) "uczonych" przekonać, by z przekonaniem ogłosili o zagrożeniu GLOBCIem (reszta tzw. naukowców to dziś zupełne barany, które idą za baranami-przewodnikami jak w dym).
Oni musieli mieć pewność, że inni też tę bzdurę zaczną głosić - bo gdyby zrobił to jeden, toby się ośmieszył. Trzeba było jakoś wyjaśnić biurokratom i politykom, ile mogą na GLOBCIu zarobić. Wreszcie trzeba było uruchomić media.
Media, oczywiście, kupią każdą sensację, która podwyższy im poczytność, słuchalność i oglądalność - czy to będzie potwór z Loch Ness czy GLOBCIo - ale jednak ktoś musiał ich przekonać, że mają to potraktować serio. Dzisiejsi dziennikarze to na ogół też durnie - ale przecież jest między nimi wielu, którzy potrafiliby równie dobrze, jak ja, w parę minut nie zostawić na teorii GLOBCIa suchej nitki.
Co spowodowało, że albo sami zamilkli - albo po prostu nie dopuszczono ich do telewizji?
I z okazji tej polemiki naszło mnie olśnienie: Czy to aby nie robota "Wielkiego Wschodu"?
Nie "masonerii" - bo masoneria najpotężniejsza jest właśnie w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, które akurat mało poddawały się tej propagandzie "katastrofy ekologicznej" - ale "Wielki Wschód"?
"Wielki Wschód" nadaje się do takiej roli idealnie. W odróżnieniu od prawdziwej masonerii skupia głównie nie przedsiębiorców, arystokratów i bogatych kapitalistów - lecz biurokratów, polityków i dziennikarzy. No, i w takiej Francji jest potęgą absolutną - w odróżnieniu od USA, gdzie dominuje masoneria regularna.
Ma też ogromną sieć powiązań międzynarodowych - a "prace lożowe" otoczone są pewną tajemnicą.
Tak - to by coś wyjaśniało. Wyjaśniałoby również to, że "Protokołu z Kioto" nie chciały uparcie podpisać Indie, ChRL i USA - państwa, w których "Wielki Wschód" ma bardzo małe wpływy.
Ciekawe...