Wcześniak też człowiek
W tarnowskim szpitalu doszło do śmierci noworodka. Rodzice dziecka zarzucają lekarzom niedbalstwo, szpital broni się, iż przestrzegał wszystkich procedur.
To miało być ich pierwsze, oczekiwane przez całą rodzinę dziecko. Agata Dymon jest młodą zdrową kobietą. Nic dziwnego, że pierwsze tygodnie ciąży przebiegały prawidłowo. Matka i dziecko czuły się dobrze.
- Żona pozostawała pod opieką ginekologa, który przyjmował pacjentki w naszej rodzinnej podtarnowskiej Woli Rzędzińskiej - wspomina mąż Jarosław Dymon. - Następnie ten lekarz przyjmował już żonę prywatnie w Tarnowie. W 14 tygodniu ciąży ginekolog wykonał badanie USG i zapewniał nas, że wszystko jest w porządku. Niespodziewanie wystąpiło krwawienie z dróg rodnych, które mogło zagrozić życiu dziecka. Ze skierowaniem w ręku 30 sierpnia 2005 roku Agata została przyjęta na oddział ginekologiczno-położniczy Szpitala im. Szczeklika w Tarnowie. Wykonano badanie USG, podano lekarstwa.
Pacjent w stanie dobrym
W karcie informacyjnej leczenia szpitalnego napisano: "Pacjentka przyjęta z objawami zagrażającego poronienia. Po leczeniu i ustąpieniu dolegliwości wypisana do domu w stanie dobrym, z ciążą żywą utrzymaną".
- W szpitalu żona przebywała do 6 września. Jednak leczenie nie przyniosło spodziewanych efektów, gdyż 25 września po raz drugi musiała udać się do szpitala - dodaje Dymon.
W karcie informacyjnej z tego okresu pobytu w szpitalu widnieje następujący zapis: "Ciąża pierwsza, tydzień 18-19. Płód jeden, żywy. Poronienie zagrażające. Nadżerka szyjki macicy. Obserwacja w kierunku podejrzenia odpływania wód płodowych - negatywna. (...) Wypisana do domu (29 września - przyp. autora) w stanie ogólnym dobrym z ciążą żywą utrzymaną".
- Mimo takiej opinii lekarzy byliśmy z żoną bardzo zaniepokojeni, gdyż Agata dzień w dzień musiała chodzić z podpaską - wyjaśnia mąż. - Kazano żonie pić dużo płynów i zapewniono, że wszystko jest pod kontrolą.
A jednak nie było, gdyż 26 października zaszła konieczność kolejnej, trzeciej już hospitalizacji.
Ciąża pierwsza, tydzień 22, płód jeden żywy - czytamy w karcie informacyjnej. - Krwawienie z dróg rodnych, infekcja dróg moczowych, niezgodność serologiczna w układzie Rh. (...) Po ustąpieniu dolegliwości pacjentka wypisana do domu (31 października - przyp. autora) w stanie dobrym z ciążą żywą utrzymaną.
- Podczas każdego pobytu w szpitalu, wielokrotnie pytaliśmy się z żoną lekarzy, jaki naprawdę jest stan ciąży - mówi pan Jarosław. - Jak to możliwe, że cały czas występuje krwawienie, a mimo to Agata w "stanie dobrym" jest wypisywana do domu. I za każdym razem słyszeliśmy uspokajające wyjaśnienia, że nie ma się czego obawiać. A przecież był jeszcze czas, żeby wysłać żonę do bardziej doświadczonej placówki, na przykład do kliniki w Krakowie, gdzie nie tylko jest lepszy sprzęt, ale bardziej doświadczeni specjaliści.
4 listopada stan pacjentki ponownie się pogorszył i Agata Dymon po raz czwarty znalazła się w tarnowskim szpitalu.
- Nie wiem, dlaczego tym razem ginekolog badający Agatę w momencie przyjęcia na oddział nie wykonał badania USG - dziwi się mąż. - Dopiero na wyraźną i kategoryczną prośbę moją i teściowej, na cztery godziny przed porodem, lekarze łaskawie zgodzili się wykonać badanie USG.
W karcie informacyjnej można przeczytać następujący wpis: "Ciąża pierwsza, tydzień 23, płód jeden żywy. Położenie miednicowe. Brak wód płodowych. Poród przedwczesny. Dnia 6.11.2005 r.".
Wiktor Dymon urodził się siłami natury. Ważył zaledwie 570 gramów, a długość ciała wynosiła 32 cm.
- Syn żył zaledwie 10 minut - dodaje Jarosław Dymon.
Zgodnie z utartym zwyczajem w karcie informacyjnej Agaty Dymon znowu pojawiło się stwierdzenie: "Wypisana w stanie ogólnym dobrym. Prócz tego lekarze zalecili pacjentce kontrolę w poradni "K" i poradni psychiatrycznej". - Wkrótce po śmierci Wiktora napisałem pismo do szpitala z żądaniem wyjaśnienia przyczyn śmierci dziecka - dodaje pan Jarosław. - W odpowiedzi otrzymałem pismo dyrektora Marcina Kuty.
28 grudnia 2005 r. (...) Jest nam przykro, że spotkało państwa tak smutne doświadczenie jak strata oczekiwanego dziecka - napisał dyrektor. - Rozumiejąc państwa ból, pragnę jednak zauważyć, że w oparciu o opinie specjalistów w tej dziedzinie dzieci urodzone po ukończeniu 22 tygodnia ciąży nie mają pełnych szans przeżycia (...) nie tylko w Polsce, ale też na świecie. Państwa dziecko należało do grupy wcześniaków ze skrajnie niską masą urodzeniową. (...) Dziecko w 22 tygodniu ciąży jest niezdolne do podjęcia samodzielnych czynności życiowych. (...) Przyczyną śmierci państwa dziecka było skrajne wcześniactwo oraz obniżenie punktacji w 10-punktowej skali Apgar. Państwa dziecko otrzymało jeden punkt. (...) Ponadto wyjaśniam (...), iż pani Agata Dymon została przyjęta do oddziału z zachowanym pęcherzem płodowym i w momencie przyjęcia nie stwierdzono odpływania wód płodowych. Badanie przy przyjęciu przeprowadził specjalista z zakresu ginekologii i położnictwa, który (...) nie widział pilnych wskazań do wykonania badania USG. (...) Ponieważ w chwili przyjęcia na oddział nie stwierdzono odpływu wód płodowych, nie było więc wskazań na zastosowanie antybiotykoterapii.
- Teraz już wiem, dlaczego pan dyrektor uparcie dwa razy napisał, że Wiktor urodził się w 22 drugim tygodniu ciąży, mimo że naprawdę poród nastąpił tydzień później. Ten jeden tydzień decyduje, czy mamy do czynienia z poronieniem czy porodem - wyjaśnia Jarosław Dymon.
Śmierć - szkoda niemajątkowa
21 marca 2006 roku Agata i Jarosław Dymon złożyli pozew do sądu, domagając się od Szpitala im. Szczeklika 200 tysięcy złotych odszkodowania.
W odpowiedzi na pozew radca prawny szpitala napisał: "(...) Strona pozwana wnosi o oddalenie powództwa. (...) W opinii pozwanego szpitala powództwo jest całkowicie bezzasadne. (...) Brak jakichkolwiek dowodów, na to, że względem powódki i jej (...) dziecka zaniechano diagnostyki leczniczej. (...) Powodowie nie wykazali ani szkody majątkowej, ani okoliczności, że śmierć noworodka nastąpiła z winy pozwanego szpitala, a (...) w jej wyniku nastąpiło pogorszenie ich sytuacji życiowej".
- Ponieważ podczas ostatniego przyjęcia pacjentki do szpitala nie wykonano jej USG, więc nie ma wiarygodnego dowodu na to, że już wówczas nie wystąpił proces odpływu wód płodowych - mówi dr Ryszard Frankowicz, specjalista ginekolog-położnik. - To klasyczny brak ostrożności zawodowej. Gdyby szpital dokładniej zbadał pacjentkę, wiedziałby, że ma do czynienia z bardzo poważną patologią ciąży i wówczas mógłby przekazać chorą do specjalistycznej kliniki w odległym o 70 kilometrów Krakowie. Wbrew temu, co pisze dyrektor szpitala, w takiej klinice noworodek miałby o wiele większe szanse na przeżycie. Niestety, w Tarnowie nie dano mu szansy. A co do zarzutu szpitala, że śmierć pierworodnego dziecka nie spowodowała pogorszenia sytuacji materialnej jego rodziców, to jest on bezzasadny, gdyż rodzice mogli liczyć, iż w przyszłości Wiktor będzie ich życiową podporą. To przecież jeden z podstawowych powodów, dlaczego ludzie decydują się mieć dzieci.
Krzysztof Różycki
Tekst powstał przy pomocy dr. Ryszarda Frankowicza.