Skazani na biurokrację
Bez biurokracji żyć się nie da. Ale to nie znaczy, że mamy tolerować złą biurokrację - mówi INTERIA.PL Krzysztof Szczerski, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor wydanej właśnie książki "Porządki biurokratyczne".
Szymon Jadczak, INTERIA.PL: W swojej książce stwierdza Pan, że państwo nie może funkcjonować bez biurokracji. To straszna konstatacja dla przeciętnego obywatela.
Krzysztof Szczerski: Bez biurokracji żyć się nie da, bo biurokracja jest częścią polityki i gospodarki. Ale to nie oznacza, że każda biurokracja jest dobra. Problem polega na tym, żeby umieć odróżnić biurokrację, która jest potrzebna i efektywna, od tej którą trzeba zmniejszyć lub przekształcić.
O polskiej biurokracji ma Pan jak najgorsze zdanie, ale zostawia Pan promyk nadziei, że jeszcze nie jest za późno na reformy.
Tak, to prawda, system i struktura biurokracji w Polsce są złe. Główny problem jest taki, że tam gdzie biurokracja powinna być otwarta i przejrzysta, gdzie powinna wspomagać obywateli w ich działalności, być służebna wobec nich, tam polska biurokracja pokazuje człowiekowi straszną twarz urzędnika zza biurka, który jest arbitralny, który się kieruje sobie tylko znanymi normami. A my czujemy się wobec niego bezsilni. Biurokrata jest panem. Natomiast tam gdzie powinna być rygorystyczna, zdecydowana, gdzie powinna zapewniać ludziom poczucie bezpieczeństwa i porządku, tam nasza biurokracja jest miękka, chaotyczna, podległa różnym wpływom.
Pisze Pan, że lekarstwem dla biurokracji mogłaby być rewolucja moralna. Ale to jest postulat utopijny. Czy ma Pan jakieś bardziej realne recepty?
Rewolucja moralna to postulat, który mam nadzieję kiedyś się spełni. Przecież istnieje coś takiego, jak kodeks etyki służb, gdzie mówi się o fachowości, uczciwości, bezstronności, służbie dobru wspólnemu. I on powinien zacząć działać. To już nie jest tak bardzo utopijne, bo są metody na to, żeby zacząć pracować z ludźmi pracującymi w urzędach, tak, aby oni poczuli się współodpowiedzialni za państwo. Wierzę, że zasadnicza zmiana dokona się wraz ze zmianą pokoleniową w Polsce. Znam urzędników młodszego pokolenia, którzy zdają sobie sprawę z niedociągnięć i braków starszych kadr, i nie zgadzają się na taki system jaki jest dzisiaj.
Ale jak konkretnie można poprawić pracę urzędników?
W książce opisuję zestaw ruchów, które trzeba wykonać, żeby biurokrację polską uzdrowić. Najważniejsza jest identyfikacja tego, co uważamy za minimum, tego co państwo nam gwarantuje. I w tych obszarach (sprawiedliwości, bezpieczeństwa, porządku prawnego i gwarancji socjalnych) należy państwo i biurokrację uzdrowić tak, żeby działały procedury, dokumentacja, a podział kompetencji i hierarchia były jasne. Wszystkie te elementy są u nas w kryzysie, co pokazała choćby afera Rywina.
A czy afera Rywina nie jest przykładem na to, że nawet dobrze działający system mogą zaburzyć ludzie? Pamiętamy wszyscy prawników Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, którzy manipulowali przy ustawie medialnej.
I w ten sposób docieramy do kolejnego poważnego problemu biurokracji, która nie jest przejrzysta, a przez to jest podatna na nieformalne wpływy. We współczesnych państwach istnieją różne sieci interesów, niekoniecznie ciemnych, które się wokół państwa koncentrują. To różnego rodzaju lobby biznesowe i społeczne, związki zawodowe. Te sieci mogą się obracać wokół państwa, ale muszą być oddzielone od jego instytucji. Natomiast w Polsce te sieci, żeby móc przekonać kogoś do swoich racji, wchodzą do środka instytucji.
Polska biurokracja jest skrajnie upolityczniona. I nic nie zapowiada, żeby miało się to zmienić.
Budowa apolitycznej służby cywilnej została rozegrana politycznie, wykorzystywano ją, żeby zapewnić posady swoim ludziom. I każda kolejna ekipa rządowa psuje służbę cywilną. Ale nie ma woli politycznej, żeby dokonywać zmian w biurokracji, bo są to rzeczy mało medialne, nie przemawiające do wyobraźni, tak jak komisje śledcze.
Zamiast tego politycy proponują karanie urzędników za ich błędne decyzje.
To jest pomysł, który warto wprowadzić. Trzeba go jednak dobrze zaplanować; urzędnik może ponosić odpowiedzialność, ale w ramach ściśle wyznaczonych kompetencji.
Jak mogłaby wyglądać idealna biurokracja?
Nie ma czegoś takiego, jak idealna biurokracja, są różne jej modele, oparte na różnych założeniach. Ale spójrzmy na Skandynawię, która mogłaby być dla nas wzorem. Polak, który znalazłby się w fińskim urzędzie, przeżyłby szok. Petent ma dostęp do wszystkich informacji, może np. przez telefon otrzymać harmonogram spotkań premiera z poprzedniego tygodnia. A u nas urzędnicy powszechnie zasłaniają się tajemnicą służbową, a tajna jest nawet lista osób przychodzących do Kancelarii Prezydenta. To kto tam przychodzi, o czym ja, obywatel utrzymujący tę kancelarię, nie mam prawa wiedzieć? Idealna biurokracja nie musi niczego ukrywać, bo nie robi niczego co wymagałoby tajności. Natomiast polskiej biurokracji bliżej jest do tego urzędu z anegdoty, który przeżył koniec świata, bo urzędnicy jeszcze przez 10 dni przesyłali między sobą stosy dokumentów.