Po 40 latach odnalazła swoją rodzinę
Pani Ewa* kilka miesięcy temu, po 40 latach odnalazła przez jeden z portali społecznościowych swoje biologiczne rodzeństwo. Gdy miała 3 lata, rodzicie oddali ją z powodu alkoholizmu do domu dziecka. Wychowując się w rodzinie zastępczej, poznała ciepły dom, jaki stworzyli jej rodzicie. Teraz nadrabia stracone lata z siostrami i braćmi.
Monika Jelonkiewicz, INTERIA.PL: Pamięta Pani swoją biologiczną rodzinę?
Pani Ewa: - Nie pamiętam nikogo z tamtego okresu. Z opowiadań wynika, że miałam ok. trzech lat, gdy trafiłam do domu dziecka, a do moich rodziców adopcyjnych - jak miałam 4 latka. Jedyne, co pamiętam, to jak moja adopcyjna mama przyjechała po mnie i dostałam od niej cudowny sweterek.
Jak wspomina Pani swoje dzieciństwo?
- Wspominam bardzo dobrze. Byłam jedynym dzieckiem moich rodziców, wręcz rozpieszczanym, uwielbianym, ale też dobrze wychowywanym. Dla mojego taty byłam oczkiem w głowie, to mama czasami musiała mnie "postawić do pionu" (śmiech).
Jak dowiedziała się Pani, że jest adoptowana?
- Miałam 10 lat i dowiedziałam się od dzieci w szkole. Dzieci jak to dzieci, wiadomo bardzo mi dokuczały. Ja nie wierzyłam w to, co mówią i poszłam do rodziców. Oni tłumaczyli mi, że jestem przez nich bardzo kochana, o rodzinie biologicznej nie wspominali. Sami nie znali jej historii zbyt dobrze, ale chyba też nie chcieli o tym wspominać.
Czy po tym, jak się Pani dowiedziała, że jest adoptowana, chciała Pani szukać swoją biologiczną rodzinę?
- To było różnie. Na początku byłam zbyt mała, później zastanawiałam się, szukać czy nie szukać... W końcu doszłam do wniosku, by nie zastanawiać się nad historią, która mnie nie dotyczy.
Zastanawiała się Pani kiedyś, jak wyglądałoby Pani życie, gdyby nie trafiła Pani do tej rodziny, tylko do innej lub została wychowywana przez swoich biologicznych rodziców?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo bardzo się cieszę, że mogłam się wychowywać w tej rodzinie. Mam kochanych rodziców, którzy otoczyli mnie prawdziwą miłością, dali poczucie bezpieczeństwa i stworzyli mi cudowny dom. Nie mogłam lepiej trafić.
Jak odnalazła Pani biologiczną rodzinę?
-To jest w ogóle niesamowite, bo to stało się dzięki jednemu z portali społecznościowych. Namówiły mnie moje dzieci - spróbowałam i udało się. Nie wierzyłam, że to w ogóle możliwe. Szukałam na zasadzie "spróbować nic nie szkodzi", choć byłam przekonana, że się nie uda. Decydując się na "szukanie" rodziny, chciałam przede wszystkim dotrzeć do swojego rodzeństwa. Wpisywałam w wyszukiwarkę nazwisko mojej biologicznej rodziny. Trafiłam na cztery panie o takim nazwisku, które odpowiadały wiekowo mojej siostrze. Dopiero ostatnia z nich okazała się nią i to od niej dowiedziałam się, że mam więcej rodzeństwa.
Jak wyglądały wasze pierwsze rozmowy, spotkania?
- Na początku - nie ukrywam - dla mnie był to ogromny stres. Mam pięcioro rodzeństwa, a co za tym idzie mnóstwo osób do poznania, reszta mojego rodzeństwa znała się ze sobą. Dziś każde z nich ma własne dzieci, a one mają swoje rodziny. Trudność sprawiało mi samo zapamiętanie imion. Każde z nas zamieszkuje inny region Polski. Podczas pierwszych rozmów rozmawialiśmy o tym, co było - o tym jak wyglądało dzieciństwo każdego z nas. Każde z nas wychowywało się w rodzinach zastępczych, lecz oni u ciotek, wujków, dziadków. Dziś rozmawiamy o tym, jak teraz żyjemy, co kto robi, ile ma dzieci. Tak jak w normalnej rodzinie.
Jak na wiadomość o odnalezieniu sióstr i braci zareagowali rodzice adopcyjni?
- Na początku było lekkie zdenerwowanie, strach, że może oni teraz zejdą na drugi pan, ale wyjaśniałam, że nie ma żadnych powodów do obaw. I teraz bardzo pozytywnie to odbierają, cieszą się moim szczęściem.
Dowiedziała się Pani od rodzeństwa o szczegółach waszej historii?
- Rozmawialiśmy na ten temat. Ale każde z nas wychowywało się w innej rodzinie. Tak naprawdę są to bardzo różne historie, oni sami dokładnie nic nie wiedzą. Byliśmy wtedy wszyscy bardzo mali. Wiem, że w naszej rodzinie była choroba alkoholowa, dlatego zostaliśmy rozdzieleni.
Czy spotkała się Pani ze swoimi biologicznymi rodzicami?
- Od siostry dowiedziałam się, że ojciec od dwóch lat już nie żyje. Wiem, że chciał się ze mną spotkać i miał z mojego powodu wyrzuty sumienia. Matka... nie wiadomo, co się z nią dzieje. Najważniejsze, że mam siostry i bracia, z którymi chcę teraz utrzymywać kontakt, choć dzieli nas tyle kilometrów.
*Na prośbę rozmówczyni zmieniliśmy jej imię.